niedziela, 20 października 2013

Rozdział 7

Paweł poprowadził mnie do szatni, gdzie zebrała się już większość chłopaków. Kiedy weszliśmy Kłos o mało nie udławił się popijanym napojem izotonicznym.
-Łamiesz mi serce. – stwierdził, widząc nasze splecione dłonie.
-Gdyby cię Ola słyszała. – Wrona uderzył go dłonią w głowę a Kłos obdarzył go morderczym spojrzeniem.
-Czego Ola nie wie, to nie wie.
-Ale może się dowiedzieć. – wyszczerzył się Andrzej.
-Też cię uwielbiam, Endrju. – zwrócił się do swojego przyjaciela. Środkowy spojrzał na niego jak na kosmitę a reszta zaśmiała się z nich.
-Wiesz, Amelko – Karol podszedł do Muzaja, który próbował odwiązać swoje buty. –Ja to jakoś przeżyję twoje bratanie się z naszym Pawełkiem, ale ty pomyślałaś o naszym Maćku?  - poklepał kolegę po plecach a ten podniósł głowę i patrzył na niego pytająco. –Chłopak podkochuje się w tobie odkąd tu przyszedł, ciągle tylko Amelia i Amelia a wy tak go ranicie.
-Nie prawda! – bronił się atakujący. Na jego policzki wstąpił kolor czerwony.
-Przestań, co? – poprosił Karola Paweł.
-Zazdrosny?
-Wcale.
-Wiesz, Karolku. – tym razem ja zabrałam głos. – Myślę, że mógłbyś sobie darować.  Bo cię znielubię.
-A tak można? – zbulwersował się.
-Oczywiście, że tak.
-Musze napisać o tym na „fejsie”! – krzyknął i rzucił się do szafki w poszukiwaniu swojego telefonu. Dzieci. Byli jeszcze gorsi niż my. Zawsze myślałam, że nas nie da się już przebić.
-Przyrzekam, że cię zabiję. – powiedziałam Pawłowi na ucho.
-Póki co daj na wstrzymanie. – odparł również szeptają na mój narząd słuchu.
-Pójdę sobie. – obdarzyłam znaczącym spojrzeniem Conte, który pozbył się koszulki. Kłos z Wroną parsknęli śmiechem a Zatorski wzruszył ramionami.
-Poczekaj chwilę. – rzucił się do przyniesionej przez siebie sportowej torby. Wygrzebał z niej bełchatowską smycz z jakąś zawieszką i wręczył mi ją. Obejrzałam ją powierzchownie i zorientowałam się, że jest to przepustka.
-Gdybym potem nie mógł się do ciebie dostać. – wyjaśnił. Parsknęłam śmiechem, dając mu sójkę w bok.
-Moje rywalki? – znów zażartowałam.
-W ich mniemaniu.
-Powodzenia. – zagryzłam dolną wargę, patrząc mu głęboko w oczy. Trwało to raptem ułamek sekundy, jednak ten czas wystarczył, żeby Karollo namówił swojego przyjaciela na głośne „uuuuu”.
-Debile. – skwitowałam i odwróciłam się na pięcie, żeby opuścić szatnię. Z braku lepszego pomysłu, bo nie miałam, co robić, udałam się w kierunku wejścia na trybuny. Nie poszło mi to zbyt szybko, bo oszczędzałam nogę.
Hala póki, co świeciła pustkami a ja siedziałam na jednym z kolorowych krzesełek i stukałam posta na fejsbuku, który miał być odpowiedzią na karolowego sprzed kilku minut. Potem napisałam do mojej przyjaciółki i zorientowałam się, ze hala się zapełnia. Czas szybko płynął.
Nawet nie zorientowałam się kiedy mecz się rozpoczął. Może dlatego, ze zastanawiałam się nad tym, co Paweł wymyślił. Co znaczyło to „wszystko”? W jego mniemaniu „wszystko” mogło znaczyć naprawdę wszystko. Wiem, że to brzmi nie logicznie, ale właśnie tak było. 
Mecz zakończył się wygraną trzy do dwóch. Starałam się obserwować widowisko, ale moją uwagę przykuwał tylko libero miejscowej drużyny, który  spisywał się dobrze. Przyjmował, bronił i emanował energią jak nigdy dotąd. Wyglądało to naturalnie, ale miałam wrażenie, ze chce mi coś udowodnić. To, że potrafi być choć w połowie taki jak Krzysiek.
Siatkarze siedzieli na pomarańczowym parkiecie i rozciągali obolałe mięśnie. Fanki cierpliwie oczekiwały aż ich ulubieńcy przyjdą rozdawać autografy i pozować do zdjęć. U nas nigdy nie było takiego ruchu. Nie wiedziałam czy zazdrościć czy się cieszyć.
Mój wzrost pozwalał mi na spoglądanie ponad głowami stojących przede mną ludzi. Paweł ucinał sobie pogawędkę z Uriarte. Nie minęło kilkadziesiąt sekund a zdecydował się wstać i podążyć w moim kierunku. Uśmiechnął się do mnie lekko. „Hotki”, bo inaczej nazwać ich nie było można, wydały z siebie taki dźwięk, że dopadł mnie strach o pęknięcie bębenków usznych.
Zaczął rozdawać podpisy z przyklejonym do ust uśmiechem. Obejmował i pozował do zdjęć a ja cierpliwie czekałam. W końcu zirytował się na tyle, że postanowił utrzeć nosa piszczącym dziewuchom. Miałam być jego sprzymierzeńcem.
-Chcę sobie zrobić z panią zdjęcie. – powiedział głośno. Wbijał we mnie swoje intensywnie zielone tęczówki. Teatralnie rozejrzałam się czy nie chodzi mu o jakąś stojącą obok mnie panią, ale stałam sama w czwartym rzędzie krzesełek.
-Tak z panią. – rzekł, widząc moje zachowanie. Wątpiłam w to czy mnie rozpoznają.  Zapewne nie interesowała ich żeńska siatkówka.
Podeszłam bliżej i oparłam się o barierkę. Pawłowi jednak to nie wystarczyło. Ujął moją dłoń i poprowadził mnie tam gdzie kibice nie mieli dostępu. Ochroniarz patrzył na nas wrogo, ale libero pamiętał w mojej przepustce,  której ja zupełnie zapomniałam i pomachał ją w stronę goryla.
-Idziemy stąd. – oznajmił zmęczonym głosem. Kolano zapulsowało kłującym bólem. Z wahaniem wsunęłam dłoń pod łokieć Zatorskiego. Znów wyglądaliśmy jakbyśmy mieli po kilkadziesiąt lat i gromadkę wnuków na wychowaniu. Podejrzewam, że tym drobnym gestem złamałam serce wielu Polkom i nie tylko.

-Odwieziesz mnie wreszcie? – jęknęłam, kiedy wyszedł z szatni po rytuale doprowadzania się do jako takiego porządku. Pokręcił przecząco głową.
-Dlaczego?
-Bo nawet nie zacząłem mojego „wszystkiego”. – wyjaśnił, zarzucając torbę na ramię. –Chodźmy.
-Dokąd ty mnie znów prowadzisz? – zrezygnowana wstałam z mało wygodnego krzesełka.
-Zobaczysz. – uśmiechnął się cwaniacko. Westchnęłam głośno i nie powiedziałam już nic. Milczałam, wsłuchując się w denną muzykę Eski i obserwowałam budynki, które mijaliśmy. Mój towarzysz również nie był skory do rozmowy. Z jednej strony dobrze, że nic nie mówił. Nie dowiadywałam się kolejnych rzeczy, które mogły wprowadzić nas w stan zakłopotania. Nie mogłam pojąć, że nie zauważyłam, że traktował mnie jakoś tak inaczej. Tylko dlaczego mnie to nie dziwiło? Jestem zapatrzona w siatkówkę jak w obrazek. Nic innego się nie liczy.
Znaleźliśmy się  w Łodzi w niecałą godzinę. Po cichu liczyłam, że zostawi mnie pod blokiem i będę mogła w końcu odpocząć. Oczywiście jak zwykle musiałam się przeliczyć.
Kierowca zaparkował auto i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Przekrzywiłam głowę, mrużąc oczy.
-Masz jeszcze siłę?
-A ty?
-Nie bardzo. – westchnęłam.
-Ja jej mam za nas dwoje. – pokazał mi język. Zamruczałam pod nosem „nie wytykaj języka, bo ci krowa nasika”, ale puścił moją uwagę mimo uszu. –Jak chcesz mogę cię zanieść.
-Obejdzie się.
-Nie to nie. – wysiadł z swojej jeżdżącej własności i obszedł ją, aby otworzyć moje drzwi. Gentelman jak się patrzy. Kiedy i ja opuściłam auto oparłam się o nie wraz ze swoim towarzyszem.
-Co to ma być? – uniosłam jedną brew, ale nie mógł tego zobaczyć. Wpatrywałam się w ogromny łódzki wieżowiec, który dostrzegałam w mroku dzięki jasności okien.  Ciemność, która nas otaczała,  przecinały jedynie nieliczne uliczne lampy.
-Musisz zadawać tyle pytań?
-Lubię wszystko wiedzieć.
-Czasem trzeba postawić na spontaniczność. – chwycił moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. Nie szliśmy szybko. Trzymał mnie mocno, bojąc się, ze ucieknę. Tyle, że ja uciekać nie miałam zamiaru. Obiecałam. Obietnic dotrzymuję.
Wprowadził mnie do budynku i wciągnął do windy. Patrzyłam na jego palce, które wcisnęły numer najwyższego piętra. W kilkanaście sekund winda zawiozła nas pod wskazany przez libero numer. Wyszliśmy z niej i spojrzałam na niego wyczekująco. Wskazał głową na metalową drabinę przyczepioną do ściany.
-Oszalałeś?
-Mam cię wnieść?
-Po co?
Nie odpowiedział tylko sam zaczął wspinać się na drabinę. Otworzył właz i przeniósł na mnie spojrzenie swych zielonych oczu.

-Przecież idę. – wymruczałam, patrząc wrogo na drabinę. Mam nadzieję, że moja noga to zniesie. Jeśli nie to przyrzekam, że zapłaci mi za to.
iśka: ja kurde, będę tym lekarzem, czy to się komuś podoba czy nie.  Nie podam się o.
nie mam czasu na informowanie. trzeba było nie mieć ambicji i do zawodówki iść. 

7 komentarzy:

  1. Sialalalala ♥.♥
    Kochany i troskliwy Pawełek jest taki zajebisty! Też bym takiego chciała na wyposażenie domu. Melka zaczyna dostrzegać, że jest wyjątkowy, czy mi się tylko wydaje? Ona sama sobie wmawia, że liczy się tylko siatkówka, a tak naprawdę, zaczyna coś do niego czuć, prawda?

    Będziesz lekarzem! Ja tam w ciebie wierzę i będę ściskała kciuki! Aż w końcu pewnego pięknego dnia się okaże, że Iśka-lekarz i Repugnance-fizjoterapeutka się spotkają w jednym szpitalu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co ten Pawełek wymyślił ; D.
    Pasują do siebie, mam nadzieję,że tego wieczoru to się zmieni :).
    Nie tylko siatkówka jest ważna,ale i miłość :)

    Myślę,że będziesz tym lekarzem ! :)

    Maja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyznania w świetle Księżyca? :D Jak ja to kocham i gdyby jeszcze to się tu wydarzyło, to jeszcze bardziej moja wyobraźnia chciałaby odzwierciedlenia w rzeczywistości;) Ale na nic się nie zanosi, a mi pozostają marzenia ;)
    Kocham takiego troskliwego, opiekuńczego Pawła :d
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No i co ten Paweł wymyślił??
    Jestem tego bardzo ciekawa i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i co on wykombinował hmmm *__* Jaaa ale czad. Aż sobie chyba pójdę popatrzeć na Łódź z dachu Manhatanu.

    Iśka nie daj się!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby romantyczna kolacja na dachu jednego z wieżowców? Oryginalnie Paweł, ktoś tu się inspirował komediami romantycznymi! :) A tak serio, to słodcy są, gdy tak powoli przekonują się do siebie :)
    trzymaj się, ja też mam urąbanie z tą nauką...
    a jakbyś miała czas (w co wątpię! :D) to zapraszam do mnie na nowy rozdział: un-poco-de-amor.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak trzymaj, kochana! Teraz się poświęcasz a za kilka lat będziesz najlepsza :*
    Pawełka uwielbiam no :P uroczy jest *.*

    OdpowiedzUsuń