sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 9

Zdawało mi się, że pozbyłam się problemu. Paweł zniknął, relacja między nami nie będzie już nawet tą relacją z przed paru tygodni. Kazałam mu odejść i tak tez zrobił. Czy byłam szczęśliwa z tego powodu? Wydaje mi się, że tak. Zdawało mi się, że będę szczęśliwa. Przecież gdy się obudziłam nie poczułam kompletnie nic: żadnej pustki. Żadnego specyficznego smutku, dziwnego uczucia w żołądku, które mogłoby być przereklamowanymi motylkami w brzuchu.
Spokojnie przesiedziałam cały dzień ani razu nie sprawdzając czy aby nie napisał. Nie odczuwałam takiej potrzeby. Samotność mi pasowała. Zawsze tak było. Zawsze byłam samotna.
Oglądając wydarzenia na Polsat 2, leżałam w łóżku z nogą na poduszce i zajadałam się kanapkami z żółtym serem kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi. Zdecydowałam się nie wstawać. Nie ma mnie. Jestem w krainie opierdalingu i nie mam zamiaru z niej wracać.
Niestety ta osoba nie uszanowała mojej decyzji, ponieważ wparowała do mieszkania bez mojego pozwolenia. Zapewne był to mój błąd, bo nie zamknęłam drzwi na klucz. Nigdy nie miałam w zwyczaju tego robić.
-Kiedyś naprawdę ktoś cię wyniesie.
-Święty spokój będzie.
-Jesteś ciężkim człowiekiem.
-Ty jeszcze bardziej.
-Bo? – przekrzywiłam głowę, patrząc na niego uważnie.
-Nie dajesz za wygraną. – położyłam dłoń na oczy aby nie wiedzieć otaczającego mnie świata.
-Nie daję. – łóżko ugięło się pod ciężarem jego ciała. Oparł głowę na moim ramieniu, oddychając głośno.
       -Bardzo cię boli? - zapytał, wpatrując się w ekran telewizora. Na ekranie pojawił się spiker, który mówił o braku pieniędzy w Narodowym Funduszu Zdrowia. Żadna nowość. Nic co mogłoby mnie                     zadziwić. 
         -Wcale
       - Jesteś taka twarda czy tylko udajesz? - dociekał jakby wcale mnie nie znał. A wydawało mi się, że zna mnie na tyle, aby wiedzieć, że nie ukazuje słabości. 
         -Nie boli.  - patrzyłam na ścianę. - Za dwa dni wracam do treningów. 
        -Nie za szybko? - nadal opierał głowę na moim ramieniu. Pasowało mu to w przeciwieństwie do mnie. 
         -Nie jesteś lekarzem. - zauważyłam błyskotliwie. Zabrał swoja głowę a ja westchnęłam cicho. 
         -Czasem lepiej poczekać trochę dużej. 
         - Potrzebuje odreagować. 
 -Przeze mnie? - zmarszczył brawo, patrząc na mnie uważnie Zapewne próbował odczytać jakakolwiek odpowiedź z mojej twarzy. 
         - W dużej mierze. 
         -To źle czy dobrze. 
         -Sprawiasz ze czasem mam ochotę cię udusić a czasem nie. 
  -Robię postępy. - wyszczerzył się od ucha do ucha po czym cmoknął mnie w policzek. Powstrzymałam w sobie chęć spoliczkowania jego osoby, co uznał za sukces. Widziałam to w jego błyszczących oczach.  Patrzył mnie mnie przez dłuższą chwile. Milczeliśmy. Nowością było to ze ta cisza nam nie przeszkadzała, nie ciążyła. 
     -Skrzywdził cię ktoś kiedyś? - zapytał, unikając mojego wzorku. Wciągnęłam głośno powierzę, wbijając wzrok w nogę, która leżała na puchatej poduszeczce. 
  -To nie jest czas i miejsce na takie rozmowy. - próbowałam wybrnąć, gdyż nie miałam ochoty rozmawiać z nim na ten temat.
   -Mnie jeszcze nie.- nic nie robił sobie z mojego protestu. Podkreślił słowo . Milczałam, więc kontynuował. - W sensie relacji w postaci związku kobiety i mężczyzny. W innym sensie skrzywdzili mnie już wielokrotnie. Ojciec, który we mnie nie wierzył i na każdym kroku powtarzam, ze się nie uda, ale zawziąłem się i pokazałem, że należy podążać za marzeniami. 
     -We mnie zawsze wierzyli.
      -No Irek jest fajnym facetem. 
      -Całkiem możliwe.
  -Takie rzeczy tez zostają w człowieku. -zamyślił się. Dochodziłam do tego wniosku po tonie jego głosu. Trwał w zadumie. 
   -Odrzucenie z powodu tego co robisz również zostaje w głębi. - tym razem to ja oparłam głowę o jego ramie. Westchnęłam cicho. Paweł objął mnie ramieniem. Jego podbródek dotykał moich włosów. Poczułam, że słone łzy zbierają się pod zamkniętymi powiekami. Uparcie chciałam wyprzeć ze swojej głowy wspomnienie na temat odrzucenia z powodu wyboru siatkówki a nie życia towarzyskiego i chłopaka, mojej szkolnej miłości, który nic nie rozumiał. 
 -Spokojnie, słońce. - pogładził mnie po włosach. Uspokajał mnie "ciii" a ja okazałam niedojrzałość, opłakując tak nie istotny powód. Ludzie mają wiele powodów do płaczu. Plączą z powodu tragicznych wieści, błędnych decyzji lub zwyczajnego niepowodzenia. Płakanie przez faceta nie było uzasadnione. Zwłaszcza, że pewnie mnie nawet nie pamięta. 
  -My stawiamy siatkówkę ponad to, ale również zasługujemy na coś więcej. Siatkówka kiedyś się skończy i możemy zostać sami.
     -Nie chcę być sama. 
     -To daj nam szanse. 
  -Nadal nie rozumiem jak mogłam być tak pijana - jęknęłam, ukrywając twarz w dłoniach. - Jaki głupi musiał być ten kto udzielił nam tego pseudo ślubu. 
   -Jeśli nie spróbujemy to się nie przekonamy czy  to nie było przeznaczenie  - zmusiłam się do spojrzenia na niego. Miałam wrażenie, ze jego oczy zamieniły się w tańczące iskierki. Na jego ustach błąkał się uśmiech. Nie wiem co mnie naszło, nie wiem czym było to spowodowane, ale pochyliłam się w jego kierunku w poszukiwaniu jego ust. Zawahałam się, ale Paweł dopełnił moich zamiarów. Nasze usta spotkały się w namiętnym spektaklu, którego aktorami były nasze języki. Po dłuższej chwili oderwałam się od niego. Zmrużył oczy, zabierając głos:
    - Przepraszam. 
Czułam się jak naćpana. Serce bilo jak szalone, oddech był szybki i płytki. 
Oparłam głowę o jego ramię i obserwowałam ekran telewizora. Słyszałam nierównomierne bicie jego serca. 

od autorki: Ciepię na brak czasu i ochoty do poprawek. 



niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 8

Stanęłam na dachu budynku, zakładając ręce na piersi. Zimne powietrze przyjemnie drażniło płuca. Przymknęłam oczy, oddychając głęboko.
Paweł ujął moją dłoń. Nie otworzyłam oczu, tylko pozwoliłam mu na poprowadzenie swojej osoby. Poczułam, że obejmuje mnie w talii i opiera brodę o moje ramię.
-Pięknie, nie? – szepnął do mojego ucha. Po jego słowach zdecydowałam się na otworzenie oczu. Ukazała się panorama otoczonej nocą Łodzi. Tak właściwie to było widać tylko światła, które oświetlały wszystkie budynki. Była w tym pewna magia. Tajemnica.
-Tak. – szepnęłam wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Byłam jak w transie.
-Na pewne rzeczy nie mamy wpływu.
-Są też miliony innych, na które mamy.
-Nie mamy wpływu na serce.
-Nie mamy. – pokiwałam głową, po czym odchyliłam głowę do tyłu, opierając się o swojego towarzysza. –Czuję się jak w jakiejś nie śmiesznej komedii.
-Normalne to to nie jest. – jego głos był jak balsam dla mojej duszy. Niestety tak mi się wydawało.
-Skończmy to. – starałam się aby ton mojego głosu był bezbarwny. Chciałam wyplątać się z jego ramion, ale nie pozwolił mi na to. Był silny.
-Dlaczego? – pozwolił mi na odwrócenie się. Spojrzałam w jego oczy. Nie  potrafiłam nic z nich wyczytać.
-Posuwa się to za daleko.
-Mamy jeszcze duże pole do manewru. – wydawało mi się, ze uśmiecha się cwaniacko. – Nie robimy nic nieodpowiedniego.
-Jeszcze.
-A chciałabyś?
-Paweł… - westchnęłam cicho. Miałam wrażenie, że powiedział „no co”, ale chyba moje uszy miały omamy słuchowe.
-Skończmy to.
-Dlaczego? – ponowił swoje pytanie.
-Bo mogę się w tobie zakochać. – spuściłam głowę, aby nie widzieć jego wyrazu twarzy. Paweł zmusił mnie do spojrzenia na siebie. Ujął moją twarz w dłonie, zbliżając się na niebezpieczną odległość. Nasze usta dzieliły milimetry.
-No to się zakochaj.
-Nie chcę. – rzekłam słabym głosem.
-Serce idzie swoją drogą. – szepnął, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Odpowiedziałam na niego nieśmiało. Zatorski całował mnie jakby miało się to już więcej nie powtórzyć.
Pierwsze krople deszczu spadły z nieba. Na początku nie przeszkadzało nam to w stanie w jakim tkwiliśmy. Potem jednak spadające krople zwiększyły swoją częstotliwość. Oderwałam się od mężczyzny i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku z którego przyszłam. Nie oglądałam się z siebie. Z małymi trudnościami pokonałam drabinę i udałam się do windy, gdzie nie zaczekałam na towarzysza. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
Winda zatrzymała się na parterze. Wyszłam z niej. Siatkarz czekał na mnie obok wyjścia. Starałam się nie zwrócić na niego najmniejszej uwagi. Wyszłam na ulewę, która się rozpętała. Moje ubrania przesiąkły w trybie natychmiastowym. Będę chora.  Przemknęło mi przez głowę.
Czyjaś silna ręka chwyciła mnie za ramię. Odwróciłam się i ujrzałam przemoczonego Pawła.
-Auto jest tam. –wskazał głową w prawo.
-Wracam sama.
-Nie pozwolę ci na to. – zacisnął usta.
-Nie masz nic dogadania.
-Nie dyskutuj ze mną. – pociągnął mnie za rękę w stronę zaparkowanego pojazdu. Mocno ściskał moją dłoń, więc wyrwanie się z jego uścisku nie wchodziło w grę.
Otworzył drzwi. Westchnęłam i zajęłam miejsce w jego pojeździe, nie zważając na to, że siedzenie będzie całe mokre. On również tego nie czynił.
Otarł krople wody z czoła i odpalił auto. Co jakiś czas moje ciało przechodziły dreszcze. Z głośników wydobywała się jakaś denna piosenka z radia Eska. Jakoś nie miałam ochoty wtórować Rihannie przy „We found love in hoples place”.
-Dlaczego tak uparcie nie chcesz pozwolić na jakąkolwiek zmianę w swoim życiu?
-Dobrze jest jak jest. – wystukiwałam rytm na kolanie.
-Zamieszkajmy razem.
-Co? – wytrzeszczyłam oczy, spoglądając na niego.
-Jak niby mamy próbować być razem skoro nasze życie wygląda jak wygląda? – tym razem on obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Czemu on był taki uparty?
-Nie chce próbować.
-Chcesz, tylko o tym nie wiesz. – obdarzył mnie lekkim uśmiechem i powrócił do wpatrywania się w drogę. –U mnioe czy u ciebie?
-Chyba nie myślisz że będę co dzień gnała z Bełchatowa do Łodzi i z powrotem. – oburzyłam się, zakładając ręce na piersi.
-Poświęcę się dla naszego wspólnego szczęścia. – westchnął.
-Nie chcę. – protestowałam pod nosem.
-Przecież nie będziemy się seksować. – próbował mnie pocieszyć. Zgromiłam go spojrzeniem. –Jeszcze. – dodał, uśmiechając się cwaniacko.
-Ja cię nawet do mieszkania nie wpuszczę.
-Wpuścisz. – był pewien swego.
-Nienawidzę cię.
-No to mamy problem. – wpatrywał się w ciemność przed sobą. – Bo ja chyba cię kocham.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy mam cokolwiek odpowiadać. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
W końcu zaparkował. Byłam mu wdzięczna, że milczał do tej pory. Wysiadłam z samochodu bez słowa i szybkim krokiem, ignorując kłucie w kolanie, podążyłam ku wejściu. Libero jednak szybko mnie dogonił.
-Spadaj.
-Ja ciebie też.
-Mówię serio. – uświadomiłam go, wchodząc na klatkę schodową.
-Ja tym bardziej.
-Nie odczepisz się, nie? – nadal obstawałam przy swoim chłodzie.
-Nie. – chwycił mnie za nadgarstki i pchnął na ścianę. Nie zrobił tego brutalnie, a ja się nie opierałam. Patrzyliśmy sobie w oczy, oddychając głośno. Wtedy znów mnie pocałował. Przez krótki moment.
-Odejdź. – wyszeptałam, spuszczając głowę.
-Jeśli odejdę to nie wrócę. – jego głos był cichy. Zagryzłam dolną wargę. Tak naprawdę nie wiedziałam czego chciałam. Z jednej strony chciałam czyjejś obecności, obecności innej niż obecność Oli. Z drugiej jednak nie wiedziałam czy podobałam. Związek, zwłaszcza siatkarski z siatkarzem, był dużym wyzwaniem. Jak dla mnie zbyt dużym. Oboje potrzebowaliśmy stabilizacji, próby normalnego życia. Rozumiem, że on chciał mieć to już teraz. Musiał poszukać tylko kogoś odpowiedniego, nie mnie. Mi do stabilizacji z mężczyzną u boku nie było śpieszno. Może kiedyś.
-Odejdź. – powtórzyłam słabym głosem.
Uścisk na nadgarstkach zelżał. Przestał łaskotać mnie oddech chłopaka. Uniosłam głowę i zobaczyłam jak znika w drzwiach. Nie odwrócił się, nie spojrzał na mnie, na moją reakcję. W końcu zniknął z pola widzenia a ja osunęłam się w dół.

 Masz czego chciałaś.