środa, 27 marca 2013

Nikt nie jest sam


Białe ściany korytarza sprawiały, że każdy obecny tu człowiek miał dreszcze. Nawet lekarze z długoletnim stażem czasem nie wytrzymywali. Kolorowe postacie z bajek widniejące na ścianach sal wydawały się być nie na miejscu. Poprawiały one jednak samopoczucie znajdującym się tam dzieciom. Młodsze czasem wyobrażały sobie, że należą do jednej z opowieści i skończy się ona szczęśliwie. Starsze wiedziały o co tu chodzi, ale miały nadzieje. Nadzieja była odwiecznym towarzyszem ich i ich bliskich.
Tego dnia na oddziale onkologicznym panowało poruszenie, gdyż zostało zapowiedziane przybycie znanych gości. Każde dziecko uśmiechało się na myśl spotkania któregoś z siatkarzy miejscowego klubu. Takie wydarzenia nie zdarzały się każdego dnia.
Wszyscy spotkali się w sali zabaw. Dzieciaki były niezwykle radosne. Na jedną chwilę zapomniały o walce ze śmiertelną chorobą jaką toczyły. Mężczyźni czuli się wspaniale móc sprawić, że na małych twarzach pojawia się uśmiech. Nie wahali się założyć wielkiego, czerwonego nosa czy kolorowych włosów. Bawili się świetnie. Skorzystali na tym wszyscy.
W tym samym czasie w jednej z sal leżała dziewięcioletnia dziewczynka. Nie mogła wziąć udziału w spotkaniu w sali zabaw, gdyż była zbyt słaba. Z jej niewielkiej główki włosy wypadały garściami. Dziewczynka od kilku dni brała chemię, której skutki widać było gołym okiem. Ania, bo tak miała na imię młoda dama przykryta białą kołdrą, nabierała sił podczas snu. Jej wątłe ciało nikło w szpitalnym łóżku.
Na korytarzu siedziała jej siostra. Nie mogła znieść widoku Ani z której uchodziło życie. W miarę możliwości starała się nie płakać przy niej. Musiała być silna. Dawać siłę małej siostrze. Zarówno Ania jak i Żaneta miały tylko siebie. Obie wychowały się w domu dziecka. Kiedy Żaneta ukończyła lat osiemnaście wystąpiła do sądu o prawo do opieki nad swoją jedyną krewną. Wszystko jakoś się układało, aż do teraz. Anię strasznie bolały stawy i Żaneta musiała zabrać ją do lekarza. Diagnoza wbiła je w fotel: białaczka. Choroba rozprzestrzeniała się szybko.
Lekarze nie ukrywali, że dziewczynka ma niewielkie szanse. Żadna z nich nie przyjmowała tego do wiadomości. Obie chciały żyć. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego: w tym przypadku siostra za siostrę.
Żaneta nie ukrywała swoich łez przed nikim prócz Ani, dlatego teraz siedziała na korytarzu i po prostu płakała. W tej chwili nie musiała być silna. Po prostu chciała dać upust swoim emocjom, żeby za chwilę iść do siostry i dalej ją wspierać.
Po jej policzkach spływał strumień łez. Nie ocierała go. Miała gdzieś, że jej makijaż ulega zniszczeniu. Nie było sensu ukrywać smutku. Wiedziała, że Ania i tak zauważy. Była mądrą dziewczynką.
-Nie umrzesz. – Żaneta zacisnęła dłoń w pięść, po czym otarła łzy. Miała wolę walki za siebie i za siostrę. Wierzyła, że ją uratuje. Sama nie mogła tego zrobić, gdyż przewrotny los nie pozwolił jej zostać dawcą szpiku, ale wierzyła, że znajdzie kogoś kto odda dziecku swój szpik. Mówiła sobie, że nie będzie płakać. Nie potrafiła zastosować się do swojej rady.
Obok niej usiadł mężczyzna w zielonych włosach i wielkim, czerwonym nosie. Spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami. Żaneta po raz kolejny otarła łzy, nie zwracając na gościa najmniejszej uwagi.
-Wszystko będzie dobrze. – facet podążał utartym schematem, próbując podnieść nieznajomą na duchu.
-Nie mów o rzeczach, których nie wiesz.. – warknęła dziewczyna, odgarniając blond włosy z czoła.
-Masz tu dziecko?
-Siostrę. – sprostowała. – Ma białaczkę.
-Jest w sali zabaw? – dopytywał facet, uśmiechając się nieznacznie w jej kierunku. Żaneta patrzyła na niego nieufnie.
-Ania jest zbyt słaba. – nie wiedziała dlaczego mu to mówiła. –Przyjmuje chemię dopiero od tygodnia.
-Wierzę, że każde dziecko na tym oddziale wyzdrowieje.
-Każde dziecko na tym oddziale zazna kiedyś spokoju. – mruknęła kobieta, wstając z krzesła. – Bóg ma dla każdego jakiś plan.
-Zgadzam się z tobą. – odparł chłopak, również wstając. –Mogę ją poznać?
-Jeśli chcesz. – siostra chorej uciekła wzrokiem w bok.
-Chcę.
-Chodź. – Żaneta pociągnęła go za ciepłą, miłą w dotyku rękę. Jej drobna dłoń ginęła w objęciu dłoni siatkarza. Razem wkroczyli do pokoju, w którym samotnie leżała Ania. Ku zdziwieniu siostry, nie spała.
-Dlaczego mnie nie zawołałaś? – pretensję w głosie starszej z dziewcząt słychać było z kilometra.
-Spokojnie. – dziewczynka uśmiechnęła się nieznacznie.- Nie zamierzam umierać bez ciebie.
-Nie umrzesz. – wysyczała Żaneta.
-Obie wiemy, że tak. – dziewczynka podniosła się po pozycji siedzącej. Jej niebieskie oczy spojrzały na siostrę. Dopiero teraz zauważyła, że Żanecie ktoś towarzyszy.
-Ktoś chce cię poznać. – uśmiechnęła się nieznacznie.
-Twój chłopak? – zdziwiła się Ania. –Nigdy nic nie mówiłaś. Ukrywałaś to przede mną?
-Ania, to nie tak…
-A jak? – przerwała jej zdenerwowana dziewczynka. Nie krzyczała, gdyż nie miała na to sił.
-To jest… - wskazała na swojego towarzysza. – Właściwie nie wiem kto to jest. Spotkałam go przed chwilą. Opowiedziałam o tobie…
-To prawda. – przedstawiciel płci brzydkiej zabrał w końcu głos.  –Jestem tu z kolegami. Przyszliśmy poprawić wam humor…
-Nic nie poprawi mi humoru. – dziewczynka odpadła na swoje łóżko.- Chyba, że masz dla mnie szpik.
-Po prostu myśleliśmy, że obecność kogoś sławnego pozwoli wam zapomnieć o troskach. – wytłumaczył mężczyzna.
-Sławny? – powiedziały jednocześnie. Zaraz potem zaczęły się śmiać. Rodzynek dołączył do nich.
-Pojęcie względne. – wyszczerzył się. –Jestem siatkarzem miejscowego klubu.
-Asia lubi siatkówkę. – chora wspomniała o jednej ze swoich koleżanek –Byłaby zorientowana.
-Masz na coś ochotę? – zapytał siatkarz, siadając na łóżku.
-Przeczytałbyś mi bajkę?
-Nawet sto. – uśmiechnął się. –Gdzie masz jakąś?
-W szufladzie.
-Nie będzie wam przeszkadzać jeśli pójdę coś zjeść? – nieśmiało wtrąciła Żaneta. Oboje spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem. Mężczyzna spojrzał błagalnie na leżącą na łóżku istotkę.
-Chce żebyś została.
-Może pójdę coś kupić? – zaoferował się siatkarz. Żaneta wzruszyła ramionami, siadając na krześle pod ścianą. On potraktował to jako zgodę, więc wyszedł. Ania popatrzyła na siostrę, posyłając jej zagadkowe spojrzenie.
-No co?
-Zawsze miałaś powodzenie. – uśmiechnęła się dziewięciolatka na wspomnienie czasów sierocińca, gdzie do Żanety ustawiały się kolejki.
-Daj spokój.
Milczały do póki mężczyzna nie wrócił z torbą jedzenia. Miał w niej owocowe jogurty pitne, kilka bułek, trochę wędliny i ser żółty.
-Nie wiedziałem co lubisz. – wzruszył ramionami, wypakowując zakupy na stolik.
-Wystarczyło zapytać. – zauważyła Żaneta, sięgając po truskawkowy jogurt.
-A dla mnie coś masz? – zainteresowała się dziewczynka.
-Mam banana! – wyszczerzył się radośnie, sięgając żółty owoc i celując nim w dziewczynkę niczym pistoletem. Zaśmiała się szczerze. To był przyjemny, tak dawno niesłyszany, dźwięk dla uszu Żanety.
-To co z ta bajką? – Ania zmarszczyła brwi.
Czas minął im z zawrotną prędkością. Jakiś czas później zaczęto go szukać. Rozdzwonił się jego telefon, który po prostu wyłączył. Nie chciał rozstawać się z dziewczynami, zwłaszcza z tą straszą, która sprawiała, że jego serce zabiło szybciej. Nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie myślał, że w takim miejscu mógłby spotkać kogoś takiego jak ona. Poznał jej imię, gdyż jej siostra raz zwróciła się do niej właśnie nim. Było oryginalne tak jak i ona. Śmiała się dźwięczni mimo, że ten śmiech był wymuszony. W głębi duszy cierpiała, cały czas była osobą z korytarza. Widział jej próby udawania silnej.
Do sali weszła pielęgniarka. Zmarszczyła brwi, widząc co tu się dzieje. Ania spała w ramionach siatkarza, a Żaneta czytała książkę. Chciała się czymś zająć, byleby nie rozmawiać z obcym facetem.
-Szukają pana. – oznajmiła kobieta. Miała nie więcej niż trzydzieści lat oraz krótkie, kruczoczarne włosy.
-Zaraz przyjdę. – odparł cicho, żeby nie zbudzić śpiącej. Żaneta spojrzała na niego uważnie, gdy pielęgniarka opuściła pomieszczenie. Chłopak bez problemu ułożył swoją podopieczną na łóżku. Była lekka jak piórko. Wstał i poprawił bluzę.
-Dziękuję za radość na jej twarzy. – szepnęła dziewczyna.
-Przyjdź kiedyś do Łuczniczki. – poprosił mężczyzna. –Na mecz, na trening. Obojętnie. Krzyknij za mną na ulicy jeśli mnie spotkasz. Cokolwiek. Na meczu czekaj przy szatni. Jeśli cię nie zauważę również krzycz: moje imię, ksywkę czy szpital.
-Nie wiem jak ci na imię. – zmarszczyła brwi. Nie zdradził im tego. Ania mówiła o nim wielkolud, natomiast ona nie odzywała się bezpośrednio do niego.
-Jeśli będziesz chciała to się dowiesz. – uśmiechnął się promiennie. – Nie chcę się narzucać. Do zobaczenia, Żaneto. Przeproś Anię ode mnie.
Siatkarz wyszedł, zostawiając siostry same.

Ania zmarła kilka dni po świętach Wielkiej Nocy. Nikt się tego nie spodziewał, gdyż stan dziewczynki widocznie się poprawił. Żaneta weszła rano do sali i zastała puste łóżko. Nikt nie musiał  nic mówić. Doskonale wiedziała, że została sama na tym świecie. To był cios jakich mało. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, wszystko przypominało jej małą siostrzyczkę, która zagościła w gronie aniołków.
Blondynka popadała w depresje. Nie miała do kogo się zwrócić, nie miała z kim porozmawiać od serca. Jej jedynymi znajomymi byli kumple z zespołu, którego była wokalistkom. Nie mogła zrezygnować ze śpiewania, gdyż to było jej jedyne źródło utrzymania. W tej kwestii żałoba nie wchodziła w rachubę.
Pewnego dnia wypowiedziała  w trybie natychmiastowym umowę na wynajem swojego niewielkiego mieszkanka. Zrobiła to bez zastanowienia.Poszła do apteki i zakupiła leki nasenne. Jej następnym krokiem było pójścia do klubu i zaśpiewanie ostatniego koncertu. Nie chciała zawieść kumpli. Wystarczyło, ze wcześniej zrobiła to najważniejszej osobie w swoim beznadziejnym życiu.
Znienawidziła śpiewanie. Nie sprawiało jej to satysfakcji. Jej głos nie brzmiał czysto. Czuła, że zostanie wygwizdana, gdy skończyła śpiewać cover A miało być tak pięknie happysad’u. W jej głowie gościły obrazy, gdy śpiewała siostrze kołysanki na dobranoc w domu dziecka.
Nadeszła upragniona przerwa, więc zeszła ze sceny i podeszła do baru, gdzie zajęła miejsce na wysokim krześle. Zamówiła drinka u barmanki.
-To zabawne, że los znów nas kojarzy. – usłyszała za sobą znajomy głos, który usiłował przekrzyczeć hałas. Odwróciła głowę i zobaczyła siatkarza ze szpitala, którego imienia nie znała Na dobrą sprawę  zapomniała o nim. Chłopak usiadł obok niej w chwili, kiedy postawiono przed nią drinka.
-Co u Ani?
-Nie żyje. – mruknęła, upijając łyk napoju alkoholowego.
-Przykro mi. – spojrzała w jego oczy i zobaczyła szczere współczucie. Prychnęła, odstawiając literatkę. –Jak się trzymasz?
-Jak widać.
-Widać, że zgrywasz twardą, ale cierpisz w środku. - stwierdził. 
Trafił w samo sedno.
-Zawiodłam ją. – powiedziała ledwo słyszalnie, ale on ją usłyszał. Wyczytał to z ruchu jej ust.
-Nieprawda. – pocieszył ją.
-Gówno wiesz! – krzyknęła, podnosząc się z zajmowanego miejsca. Zaczęła ginąć w tłumie. Oszołomiony mężczyzna po chwili ruszył za nią. Znalazł ją przed klubem, gdy siedziała na ławce i obracała w dłoniach jakieś opakowanie. Miała plan. Nie chciała żyć bez siostry, nie chciała być sama. Usiadł obok niej mimo, że ignorowała jego obecność. Niebo było bezchmurne, księżyc ukazywał się w całości. Pobliskie lampy gdzieniegdzie rzucały światło.
-Skąd wiesz, że ja nikogo nie zawiodłem? – zapytał, wpatrując się w ciemność.
-Nie wiem. – wzruszyła ramionami. – Wiem, że ja zawiodłam. Obiecałam jej, że zrobię wszystko, żeby żyła. – zacisnęła dłonie w pięści. Chłopak ukrył jej w dłonie w swoich. Patrzył jej głęboko w oczy.
-Idź do domu i odpocznij. Przemyśl to. – spojrzał na opakowanie leków, leżących obok niej. Zdawał sobie sprawę, co chce zrobić. Chciał jej pomóc.
-Nie mam domu. – powiedziała, wpatrując się w ich złączone ręce.
-Każdy ma dom. – ścisnął jej dłoń.
-Ja nie. – upierała się twardo. Uniósł jej podbródek, żeby spojrzała na niego.
-To pojedź ze mną.
Kilkanaście minut później siedziała w jego samochodzie i pozwoliła zawieźć się nie wiadomo gdzie. Siedziała z obcym facetem, w jego samochodzie. Nie miała nic do stracenia.
-Nawet nie wiem jak ci na imię. – mruknęła nieśmiało, patrząc na zmieniający się za oknem krajobraz Bydgoszczy
-Jednak się nie dowiedziałaś. – zaśmiał się dźwięcznie. Spojrzała na niego spode łba.
-Jeśli zmieniłaś zdanie i chcesz wiedzieć to oszczędzę ci szukania w Internecie i powiem, że na imię mi Andrzej. 
Od autorki: Powrót? Raczej nie. Napisałam w weekend, przeczuwając porażkę w półfinałach i wylałam swój smutek. I tak wierze w ich podium <3 
Przepraszam za wszelkie błędy. Wyszłam z wprawy po prawie roku.