niedziela, 23 czerwca 2013

4. O miłości wiemy niewiele.Z miłością jest jak z gruszką.Gruszka jest słodka i ma kształt.Spróbuj zdefiniować kształt gruszki.



  -Zrobię herbatę. – zaproponował Michał, przerywając krępująca ciszę.
  -Nie, ja zrobię. – odezwałam się, unikając zaciekawionego spojrzenia klubowego kolegi Michała.    Bąkiewicz jednak zignorował moją propozycję i udał się do kuchni, zostawiając nas samych. Nie wiedziałam czy mój przyjaciel domyślał się, że w tym wszystkim chodziło o Włodarczyka.
  -A więc Ludwika. – powiedział, uśmiechając się serdecznie.
  -Nie mów tak do mnie. –wysyczałam poirytowana. Chcąc, nie chcąc uderzył w mój czuły punkt.
  -Nie bardzo lubisz swoje imię, co?
  -Spostrzegawczy jesteś.
  -Jest bardzo ładne. – powiedział śmiertelnie poważnie. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale jakoś się powstrzymałam. Ktoś kto uważał, ze to imię jest ładne był dziwny. A może on tylko chciał mi się przypodobać?
  -Dziękuję. – westchnęłam. Nasze spojrzenia spotkały się na dłuższą chwilę. Wojciech uśmiechał się czarująco a ja poczułam, że moje policzki przybrały kolor czerwony. Głupia ja.
  -Rozgość się. – kontynuowałam w imieniu gospodarza, który szykował w kuchni napój. Wojtek skinął głową, nieśmiało zajmując miejsce w fotelu. –Pójdę do Michała. – rzuciłam, gesty kując nadmiernie. Nie moja wina, że robiłam tak, gdy się stresowałam.
  -Po co chcesz do mnie iść? – zapytał Michał, który wrócił z pomieszczenia obok z czerwoną tacą, na której stały trzy kubki oraz cukierniczka.
  -Pomóc.
  -Normalnie zaproponowałbym jakieś procenty, ale nie chcę podpaść u Miguela. – oznajmił, krzywiąc się teatralnie. Wojtek pokiwał ze zrozumieniem głową . Nie wyglądał na takiego naszego typowego bełchatowianina z wielkim poczuciem humoru. Byłam jednak prawie pewna, że to się zmieni. Jeśli z ponuraka Kostka dało się zrobić jednego z największych kawalarzy w drużynie to wszystko się da.
  -Ja bym procentami nie pogardziła. – mruknęłam cicho. Poczułam na sobie przenikliwe spojrzenie dwóch par oczu. Oba paliły równie mocno, jedno nawet mocniej. Młodszy przyjmujący zapewne miał w pamięci nasze pierwsze spotkanie i moje zakupy.
  -Nie przesadzaj. – upomniał mnie Bąkiewicz. Zrobiło mi się cholernie głupio. Poczułam się jak sześciolatka, gdy tata upominał mnie, żebym za bardzo go nie męczyła, bo nie będzie mógł potem wstać. Poczułam się jakby Michał był moim ojcem. Pierwszy raz zdarzyło się takie coś.
  -Nie było tematu.
  -Nie złość się na mnie. – poprosił mój przyjaciel, siadając na kanapie. Sytuacja zmusiła mnie do zajęcia miejsca obok niego. Oparłam głowę o oparcie i zaczęłam wpatrywać się w biały sufit. Czułam się nieswojo: znajdowałam się w nieswoim mieszkaniu(poprzednie tez nie było moje, ale chociaż było tam pełno moich rzeczy) z najlepszym przyjacielem i palącym spojrzeniem chłopaka, w którym ewidentnie się zadurzyłam.
  Chłopcy szybko przełamali lody i zaczęli rozmawiać z sobą jakby znali się od wielu lat. Poruszali przeróżne tematy. Dowiedziałam się, że Conte to czysty pedałek i z Nicolasem Uriarte coś jest na rzeczy, w co nie wierzyłam ani trochę. Podobno Falasca miał słabe nerwy, co było nowością. Kiedy jeszcze grał trudno było go wkurzyć. Wrona zyskał przydomek Kapitana Wrony i chcą mu kupić samolocik na urodziny. Dodatkowo Karol chadzał po szatni ze swoim iphone’m i z każdym robił sobie samojebkę. Należało uważać.
 Zdecydowanie byli jak dzieci.
  -Brunetki czy blondynki? – zdecydowanie zaczęli schodzić na tematy, o których nie chciałam słuchać.
  -Blondynki. – odparł rozmówca Michała. Jego głos miał przyjemną dla ucha barwę.
  -To tak jak ja. – wyszczerzył się Misiek. – Widzisz Ludka, jakie jesteście rozchwytywane . – po raz pierwszy od kilkudziesięciu minut zwrócił się do mnie.
  -Zamknij się. – zdecydowanie byłam zła, co niszczyło opinię Wojtka na mój temat.
  Byłam wściekła na Włodarczyka za to, że przyszedł tu. Byłam rozdrażniona z powodu jego bliskości. Miotał mną gniew na samą siebie z powodu spotkania siatkarza w sklepie. Irytował mnie fakt, że człowiek, który praktycznie nic o mnie nie wie działa na mnie magnetycznie. Można by rzec, ze jak najlepszy narkotyk. Czułam się odrobinę lepiej kiedy był w pobliżu. Najgorsze było to, że nie potrafiłam zachowywać się w miarę normalnie w jego obecności.
  -Mieszkasz tu? – zainteresował się obiekt moich rozmyślań.
  -Chwilowo.
  -Ludka mieszka dwa piętra niżej, ale ją zalało. – pośpieszył z wyjaśnieniami drugi mężczyzna.
  -Bywa.
  -Mogę skorzystać z łazienki? - Zapytał Wojtek.
  -Tamte drzwi. – Michał wskazał na brązowe drzwi na naprzeciwległej ścianie. Włodarczyk podniósł się z zajmowanego miejsca i udał do wskazanego miejsca. Odetchnęłam z ulga, gdy zniknął z pola widzenia. Głośno westchnęłam.
  -Co jest?
  -Nic.
  -Nie jestem ślepy. – Bąkiewicz zmarszczył brwi. Uśmiechnęłam się do niego blado. Patrzył na mnie wyczekująco.
  -Wojtek…
  -Co ,,Wojtek”? – zapytał, gdy nie mówiłam dalej. Wbiłam spojrzenie w siatkarza Skry.
  -To on. – mówiłam, ukrywając twarz w dłoniach. –Ten, o którym mówiłam.
  -Gość od stówy? – upewnił się.
  -No.
  -Niezły zbieg okoliczności.
  -No co ty nie powiesz. –zironizowałam, biorąc głęboki wdech.
  -Ogarnij się. – polecił Misiek. –Bądź sobą a każdy będzie twój. Wojtek też.
  -Żeby to było takie łatwe./ - jęknęłam, kładąc głowę na ramieniu przyjaciela.
  -Dramatyzujesz. – objął mnie ramieniem. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, chcąc schować się przed całym światem.
  -Zrób coś. –wyjojczałam, łaskocząc ciepłym oddechem miśkową szyję. Michał był jak kobieta, co było bardzo dziwne: szyja była jego słabym punktem, więc czułam jak przechodzi go dreszcz, który chciał skrzętnie ukryć.
  -Ekhem…- usłyszeliśmy. – Przeszkadzam?
  Natychmiast odlepiłam się do Michała, czując intensywne pieczenie na policzkach. Znowu.
  -Skąd. – sprostował przyjaciel. –Ludka ma depresję.
  -Nie warto się przejmować, bo życie i tak przeminie wraz z problemami. – Wojtek podzielił się swoimi przemyśleniami. Po części miał zdrowe podejście do życia.
 Ze świstem wypuściłam powietrze, zastanawiając się co mam mu odpowiedzieć.
  -Może.
  -Uśmiechnij się. Powiedział. Mimowolnie szczerzyłam się do siatkarza. On poszedł w moje ślady. Bąkiewicz również nie pozostawał w tej kwestii inny.
  -Tak ładniej. – powiedział. Było pewne, że moje policzki znów pokrywa ją się szkarłatem.
  -Co z tym spaniem? – wróciłam do tematu, który był roztrząsany przed przybyciem nowego nabytku Skrzatów. – Masz dla mnie materac?
  -Żadnego materaca! – krzyknęli równocześnie.
  -Ja będę spał na materacu. – zamierzał Wojtek.
  -Albo ja.
  -Nie zgadzam się. – powiedziałam twardo. W życiu się na to nie zgodzę.
  -Możesz spać ze mną. – nieśmiało zaproponował ten, który rozmieniał mi pieniądze.
  -Albo ze mną. – wtrącił się Misiek. – Jestem przecież przystojniejszy. – poruszył charakterystycznie brwiami, śmiejąc się przy tym głośno. Wojtek mu zawtórował.
  -Załatwcie to między sobą.
  -Dobra, ja tam nie umiem spać z kimś. – Misiek dał za wygraną, puszczając mi oczko, którego Wojtek nie mógł zauważyć. Ponownie się zarumieniłam.
  -Jesteście okrutni.
  -Raczej dżentelmeńscy. – poprawił Wojtek.

od autorki: Błędy wybaczcie: śpieszę się trochę. Relacja jest chora, ale kto by chciał to czytać jakby chora nie była? :P Moje opowiadania nigdy nie były normalnie i chyba raczej nigdy nie będą o ile jeszcze coś będzie oprócz tego.
Dawać Polsko! <3 

poniedziałek, 17 czerwca 2013

3. Mężczyzna jest jak autobus: czekasz, czekasz aż nagle przyjeżdżają dwa.



  -Miiichaaał! – krzyknęłam rozpaczliwie, kiedy otworzyłam drzwi mieszkania i zobaczyłam w jakim znajduje się stanie. Miałam nadzieję, że przyjmujący daleko się nie oddalił i zaraz do mnie przyjdzie.
  Na podłodze mojego lokum było pełno wody. Na suficie znajdowały się nowe wzroki w postaci zacieków. Pani Stasia spod dwunastki jak gdyby nigdy nic zalała moje mieszkanie. Moja kawalerka tonęła. Właściciel dostanie furii. Praktycznie wszystkie moje rzeczy – byłam niezłą bałaganiarą – zostały zatopione.
  Dotknęłam ręką szarej kanapy, która była wilgotna dzięki całkiem sympatycznej staruszce ze sklerozą. Moje buty przemokły. Czułam wilgoć na skarpetkach.
  -Co… - usłyszałam Michała. Nie dokończył jednak myśli. W zamian wyrwało mu się krótkie: ,,o kurwa”. Bąkiewicz wytrzeszczył oczy, patrząc to na mnie, to na zalany obszar. Zrezygnowana usiadłam na mokrym fotelu i ukryłam twarz w dłoniach.
  -Wszystko się wali. – jęknęłam. Poczułam spływające łzy na policzku. Gdzie ja się podzieję?! –Właściciel mnie wyrzuci! – zadarłam się zrozpaczona. Zresztą mieszkanie nie nadawało się teraz do niczego. Tylko, żeby mnie pan Zygmunt kosztami nie obciążył… To nie moja wina, że pani Stasia coś nawywijała…
  -Czym ty się przejmujesz? –Michał jak zwykle zbytnio się nie frasował. Facet nie musiał martwić się o nic. Miał kasy jak lodu, więc takie wypadki nie byłby dla niego problemem. Tyle, że to nie zdarzyło się jemu, a mi, która ledwo wiązała koniec z końcem, bo wszystko drożało. Przeklęty kryzys.
  -Tym, że nie mam gdzie mieszkać?!
  -Spokojnie. – uśmiechnął się pokrzepiająco. –Możesz przecież wprowadzić się do mnie.
  -Nie będę ci siedzieć na głowie. – powiedziałam, ocierając łzy. Musiałam wziąć się w garść i coś wymyślić. Może Julia przyjęłaby mnie na trochę, o ile Antek się zgodzi. Ja i chłopak Julii zbytnio się nie tolerowaliśmy, gdyż wiedziałam, ze on ją zdradza. Ta jednak nie chciała mi wierzyć.
   Jedno wiedziałam na pewno: Michał był ostatnią opcją.
  -Daj spokój. – rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu. Założył ręce na piersi, świdrując mnie wzrokiem: -Chyba nie myślisz, że pozwolę szlajać ci się po jakiś hotelach czy koleżankach? Jeszcze jakiś szaleniec cię napadnie i co będzie?
  -Ale…
  -Nie ma żadnego ,,ale”. – wyszczerzył się jak to miał w zwyczaju. –Przynajmniej będziemy mieli ładne widoki…
  -My? – zainteresowałam się, marszcząc brwi. –Jakie widoki?
  Misiek poruszył charakterystycznie brwiami a ja pojęłam o co chodzi, więc uderzyłam otwartą dłonią w czoło. Nie wiedziałam jednak czego tyczy się pierwsza cześć jego wypowiedzi. Michał najwyraźniej to dostrzegł, bo mówił dalej:
  -Kolega się do mnie wprowadza. Wyleczył drobny uraz i dotarł do klubu. Niestety nie miał gdzie się zatrzymać a, że jestem Michał Bogusław ,,miłosierny samarytanin” Bąkiewicz, zaproponowałem mu swoje metry kwadratowe. – chciałam wybuchnąć śmiechem, bo przecież dobrze go znałam. Rzadko robił coś bezinteresownie.
  -Nie ma mowy, żebym u ciebie została. – powiedziałam stanowczo. – Nie będę wam przeszkadzać.
  -Prędzej wywalę jego niż ciebie. – szelmowski uśmiech zagościł na jego twarzy a moja zawziętość poleciała na Jamajkę.
  -Bogusław!
  -Ludwika!
  -Wygrałeś. – mruknęłam. Fakt, że używałam jego drugiego imienia wcale go nie ruszał. Może jednak ruszał, ale tego nie okazywał. Był facetem i emocje tłumił głęboko w środku.
  Za to Ludwiki nic nie przebijało. Myślę, że mogłabym nazywać się nawet Zdzisława i nie robiłoby to na mnie takiego wrażenia jak Ludwika.
  -Zawsze wygrywam. – uśmiechnął się triumfalnie, patrząc na sufit.
  -Tylko nie wtedy kiedy Krzysiek i reszta leją Skrze tyłki. – pokazałam mu język, a na jego twarzy nie gościł już uśmiechu.
  -Dzwoń do właściciela. – polecił. – Trzeba to jakoś ogarnąć.
   Zastosowałam się do słów siatkarza, próbując się nie rozpłakać. Może i byłam głupia(czytaj zainteresowanie nieznajomym ze sklepu), ale ta powódź naprawdę źle na mnie wpłynęła. Jakoś stanęłam na nogi dzięki temu mieszkaniu – mogłam wyprowadzić się od rodziców. Gdyby nie Michał pewnie musiałabym tam wrócić. Sto razy bardziej wolałam zamieszkiwać z dwoma nieobliczalnymi facetami, którzy złamaliby mnie jedną ręką niż z nimi.
  Swoje rzeczy wyniosłam dopiero późnym popołudniem. Sprawy z właścicielem i ubezpieczycielem, który zjawił się zaledwie dwie godziny po zgłoszeniu, co było bardzo dziwne, trwały długo. Wypompowały ze mnie resztki energii, dlatego bez marudzenia usiadłam przy stole, żeby zacząć zajadać się michałowymi kanapkami z szynką i serem. Z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że robił najlepsze kanapki w całym Bełchatowie. Przygotowywał je tylko dla mnie, gdyż twierdził, że nikt nie jest wstanie docenić jego kulinarnego talentu. Działo się tak dlatego, że prawie wszyscy mieli żony. Zawsze kłóciłam się z Aleksem kto zje ostatnią. Teraz już nie musiałam, bo Serb przeniósł się do Włoch. Musiałam przyznać, że brakowało mi bicia się z tym dzieciakiem.
  -Zostaw coś dla nowego lokatora. – moje rozmyślania i zaspokajanie jednej z potrzeb zostały brutalnie przerwane przez przyjaciela, na którego spojrzałam morderczym wzrokiem.
  -Jak mniemam to duży chłopiec, więc sobie poradzi. – mruknęłam do opartego o kuchenną szafkę mężczyzny, po czym napiłam się zbożowej kawy.
  -Już myślałem, że się zmienisz.
  -Też cię lubię, Michałku.
  -Kto ci powiedział, że cię lubię? – zbulwersował się Bąkiewicz i poczochrał blond włosy, co spowodowało potok niecenzuralnych słów. O mało nie udusiłabym się przy tym z powodu ciemnego chleba.
  -Będziesz miał grzech.
  -Wyspowiadasz się, jeszcze przed snem chcę cię mieć czystą! – nucił - ale to nie wszystko, wydrylujesz śliną mnie, otoczysz sprężystą łydką!
  -O ile dobrze pamiętam to ty drylujesz śliną, a nie ja. – podejrzewam, że kiedy nie bylibyśmy sami spłonęłabym ogromnym rumieńcem, ale przed nim nie musiałam się wstydzić.
  -Jeszcze mi powiedz, że nie sprawia ci to przyjemności. – mówiąc to, zabrał mi talerz sprzed nosa.
  -Miichaaał! – pisnęłam, porywając z talerza jeszcze jedną kanapkę.
  -Żarłok!
  -Dupek!
  -Cycelina! – spojrzał znacząco na moje przednie atuty.
  -Żądło!
  -Masz wielki tyłek!
  -Masz małego!
  -Przegięłaś! – uniósł się, śmiejąc się przy tym głośno. Postawił talerz na stole , po czym dał susa w moim kierunku. Zaczęłam uciekać, próbując nie zakrztusić się posiłkiem. Michał złapał mnie w talii, obrócił ku sobie chwytając za nadgarstki. Uśmiechał się triumfalnie, unosząc jedną z moich rąk i całując.
  -I co teraz? – zamruczał do mojego ucha. Wydawało się to dziwne. Byliśmy przecież tylko dobrymi przyjaciółmi. W tym momencie naprawdę żałowałam, że on jest chłopakiem ze sklepu, który uparcie siedział w mojej głowie i nie miał zamiaru wyjść. Chciałam kochać Michała, ale nie potrafiłam.
  -Bzykniesz mnie dla rozładowania emocji. – stwierdziłam zachłannie wpijając się w jego usta. Chciałam złapać go za włosy, ale były zbyt krótkie. Przed oczami stanęły mi wspomnienia z monopolowego, kiedy nieznajomy się do mnie uśmiechał.
  -Nie ma sprawy. – odezwał się gdy przerwałam. – Ale nie teraz, bo niedługo ma przyjść nasz gość.
  -Przepraszam. – wymruczałam czując, że mam wypieki na twarzy. To było kompletnie do mnie niepodobne.
  -Mam cudownie wielkie mieszkanie – zignorował mnie- które ma tylko dwa mega wielkie pokoje dlatego możesz spać ze mną albo z nim. – zaśmiał się, widząc moją minę na myśl o spaniu z nieznajomym. – Ewentualnie poświęcę się dla ciebie i oddam ci moje łóżko.
  -Zobaczymy. – odburknęłam, siadając na tapczanie.
  -Wiem, że perspektywa spania ze mną jest wielce kusząca, ale nie skreślajmy naszego gościa. – nabijał się ze mnie. W nagrodę obdarzyłam go morderczym spojrzeniem.
  -Podobno jest niczego sobie. – puścił mi oczko, a ja miałam ochotę go udusić.
  -Zmieniłeś orientację?
  -Słyszałem jak Aśka ze sklepiku do niego wzdycha. – tłumaczył się, ale ja tam wiedziałam swoje. Taki obrót rzeczy wszystko tłumaczył.
  -Kim on jest, co? – powiedziałam, będąc zorientowana swoją niewiedzą.
  -Nie śledziłaś transferów? – wyraźnie się zdziwił.
  -Nie. – kręciłam przecząco głową. Zaczerwieniłam się przy tym jak burak. Odezwał się dźwięk telefonu. Bąkiewicz spojrzał na wyświetlacz, po czym się uśmiechnął.
  -Zaraz tu będzie, więc się dowiesz. – kilkanaście sekund po słowach przyjmującego rozległ się dźwięk dzwonka. Właściciel mieszkania udał się otworzyć drzwi. Usłyszałam znajomy głos, który witał się z Michałem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czułam, że policzki pulsują a serce waliło jak oszalałe. Do pokoju wszedł przyjmujący a za nim chłopak ze sklepu: ta sama koszulka i spodnie, ta sama twarz, która wyrażała zdziwienie i uśmiech. Te same magnetyczne ruchy.
  -Zła kobieto, poznaj Wojtka.
  -My się już znamy. – rzucił Wojtek, lustrując mnie wzrokiem. Spojrzałam niepewnie na siatkarzy.
  -W sumie czemu mnie to nie dziwi. Jedna taka Ludwika na cały Bełchatów. – wtrącił Michał. Mordowałam go wzorkiem.
  -A więc tak masz na imię. – ucieszył się przybyły.

od autorki: Szkoła mnie zabije. Robi ona z ludzi wrak człowieka. Wybaczcie mi to coś powyżej.

niedziela, 9 czerwca 2013

2. Był moim kochankiem i najlepszą przyjaciółką jednocześnie.



  - Ludwiko, pozwól na chwilę. - usłyszałam surowy głos mojego przełożonego. Czyżbym coś przeskrobała?
Odłożyłam, więc szmatę, którą ścierałam blat w szatni. Nienawidziłam kiedy ktoś tak do mnie mówił. Jakoś znosiłam michałową Ludkę i mamową Ludwisie, ale Ludwika była ponad moje siły. Zastanawiałam się nawet nad zmianą imienia, ale wiedziałam jak bardzo zaboli to rodziców. Zawsze będę nieogarniętą Ludwiką Smoglińską.
  Wkroczyłam do sali, w której siedział mężczyzna w średnim wieku, który był całkowicie łysy. Wskazał gestem na krzesło. Spojrzałam na niego nieufnie, zajmując wskazane miejsce. Pan Stefan położył grube dłonie na biurku, patrząc na mnie ciemnymi patrzydełkami.
  - W tym tygodniu rozpoczyna się sezon. - zaczął. Dobrze, że mi o tym powiedział, bo nikt nie wiedział, że w ten piątek rusza Plusliga: zostaną rozegrane spotkania pierwszej kolejki.
  - Wiem.
  - W związku z tym na stałe przenoszę cię na kasy. - oznajmił, nie patrząc na mnie. Nie robił tego z grzeczności, gdyż każdy z pracujących znał jego słabość do kobiecych atutów, które u mnie były nadzwyczaj wyeksponowane. Atuty należało podkreślać a mankamenty ukrywać.
  - Dziękuje. - uśmiechnęłam się szczerze, zbierając się do wyjścia.
  - Nie tylko mnie należą się podziękowania. - rzucił Stefan. Wiadome było, że to wszystko było zasługą Michała. Facet znów ingerował w moje życie, załatwiając mi dość przyjemną fuchę stałej bileterki w hali Energia.
  Czasem żałowałam, że nie potrafię się w nim zakochać, czasem chciałam żeby zakochał się we mnie. Według wielu pasowaliśmy do siebie i było tylko kwestią czasu kiedy się zejdziemy. Czasem żałowałam. Bąkiewicz byłby wspaniałym mężem i ojcem. Znałam go od każdej strony, więc mogłam tak twierdzić.
  Podążałam korytarzem, uśmiechając się wesoło. Miałam ku temu powody. Szłam do pokoju dla personelu aby zadzwonić do Michała. Chciałam go okrzyczeć a potem szczerze podziękować. Najlepszy podziękowaniem będzie kilka(naście) jego ulubionych czekolad, które zjemy razem wieczorem przy butelce dobrego wina.
  Moją uwagę przykuł mężczyzna idący przede mną. Nie widziałam jego twarzy, ale miałam nieodparte wrażenie, że go znam. Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulkę. Jego ruchy były odzwierciedleniem ruchów nieznajomego ze sklepu. Byłam psychicznie chora, bo nie mogłam przestać myśleć o obcym facecie, który rozmienił mi sto złotych. 
  Zrównałam się z nim. Czułam, że patrzy na mnie kątem oka. Mimowolnie też spojrzałam i zobaczyłam jak się uśmiecha.
  - Panna ze sklepu. – stwierdził, zatrzymując się.
  - Skąd wiesz, że panna? – powiedziałam nim zdążyłam ugryźć się w język.
  - Nie widzę nigdzie obrączki. 
  - To wcale nie znaczy, że panna, panie ze sklepu.
  - Widzę, że lubimy się droczyć, droga nieznajomo. – założył ręce na piersi a na jego twarzy zagościł figlarny uśmieszek.
  - Może. – odburknęłam, rumieniąc się.
  -Co tu robisz? – ciągnął konwersację. Odgarnęłam blond kosmyki z twarzy, odpowiadając:
  -Pracuję.
  - O! – ucieszył się. – W sumie ja też.
  - Tak? – nie kryłam zdziwienia.
  -Tak. – pokiwał głową. – Co tu robisz?
  - Sprzedaję bilety. A ty?
  - Podobnie. – widocznie się zmieszał. Zdziwiłam się jego odpowiedzią, ale ja zawsze byłam niezorientowana jeśli chodzi o kolegów i koleżanki z pracy. Zazwyczaj interesowałam się tylko tym jakby zejść z oczu szefowi, żeby mnie nie zwolnił.
  -Konkurencja? – zmarszczyłam brwi.
  - Nie zupełnie. – wyszczerzył się. – Będziemy się często widywać.
  -A to dobrze? – zagadnęłam z walącym jak oszalałe sercem. 
  - Dobrze jest widzieć znajomą twarz w obcym mieście. – kąciki jego ust po raz kolejny uniosły się ku górze.
  -Również się z tym zgadzam.
  -A jak ma na imię na znajoma twarz? – zadał pytanie, którego najbardziej się obawiałam. Spodziewałam się śmiechu na dźwięk imienia ,,Ludwika”.
  -Brzydko. – odpowiedziałam wymijająco. – A ty ?
  - Nie powiem ci póki ty mi nie powiesz. – zmrużył oczy, patrząc na moje usta.
  -Jakoś przeżyję. – wymruczałam cicho, zmuszając się do uśmiechu, który pewnie wyglądał jak grymas.
  - Na pewno?
  - Tak. 
  - W takim razie do zobaczenia, panno ze sklepu. – skłonił się nieznacznie, całując mnie w dłoń. Moje serce wywijało dziwne akrobacje, bijąc szybciej niż podczas ogromnego zmęczenia a żołądek podszedł do gardła. Gdyby trwało to dłużej istniała możliwość, że zwymiotuję. Nie ma to jak zachęcać do siebie ludzi.
  - Do zobaczenia, panie ze sklepu.
  Patrzyłam jak znika za rogiem, próbując uspokoić oddech. Nie pojmowałam tego jak ten facet na mnie działał. To było niedorzeczne.
  Siedziałam na ławce przed halą, oczekując na Michała, który miał się niedługo pojawić, gdyż trening zakończył się przed chwilą. Wdychałam papierosowy dym, który drażnił moje płuca. Obserwowałam jesienne słońce, które ku zdziwieniu wszystkich dawało tyle ciepła co latem. Przyroda ani myślała o zapadnięciu w sen zimowy.
  W momencie rzucania peta do kosza ujrzałam dwóch przyjmujących. Oba Michały uśmiechały się do mnie radośnie. Winiarski, właściciel jednego z najpiękniejszych i najbardziej magnetycznych oczu na świecie, pomachał mi po czym pożegnał się z Bąkiewiczem, który skierował się w moją stronę. Zajął wolne miejsce na ławce.
  - Nie musiałeś tego robić. – powiedziałam, kładąc głowę na jego ramieniu.
  - Chciałem.
  - Dziękuję. – szepnęłam.
  - Proszę.
  - Znów go spotkałam. – wyznałam nadal przytulona do przyjaciela. Jeśli ktoś nie wierzył w przyjaźń damsko-męską to nie spotkał nas. Chociaż może to się sprawdzało, bo oboje byliśmy sami: nikt nie robił nam wyrzutów z powodu naszych relacji.
  - I?
  - Nic. – jęknęłam. – Wiem tylko, że mogę go tu spotkać. Tez tu pracuje
  - To już coś. – pocieszył mnie. – A imię?
  - Nie wiem. – wzruszyłam ramionami, patrząc na Bąkiewicza. – Nie chciałam mu powiedzieć swojego, więc on też mi nie powiedział.
  - Dziwacznaś.
  - No co ? – oburzyłam się, groźnie mrużąc oczy, co wywołało cichy śmiech Michała.
  -Masz bardzo ładne i oryginalne imię. – co za ironia. – Jesteś niepowtarzalna.
  -Każdy jest, Bogusławie.
  - Mnie to nie rusza Ludwiko. – pokazał mi język a ja odwróciłam się, zakładając ręce na piersi. Nie odezwałabym się do niego słowem, gdyby tylko miała kogoś jeszcze w tym zakichanym Bełchatowie.
  - Ludka? – wymruczał do mojego ucha. Tym razem bez nuty triumfu. Dla postronnych mogło to wyglądać tak jakbyśmy byli parą. Tak jednak nie było.
  - Ludka? – ponowił.
  - Co? – warknęłam.
  - Co ty właściwie czujesz? – jego wzrok przeszywał mnie na wskroś. – Co czujesz gdy go widzisz?
  - Serce wali jak oszalałe, żołądek podchodzi do gardła, rumieniąc się z byle powodu i modlę się o to, żeby nie zrobić jakiegoś głupstwa. – wyznałam, ukrywając twarz w dłoniach. Michał mruknął krótkie ,,aha” za które miałam ochotę powiesić go za genitalia na płocie.
  -To jest irracjonalne. – westchnęłam. – Nie mogłam się zakochać, bo go nie znam. Nie wiem czym się zajmuje i co lubi robić. Nie wiem nic! – to ostatnie wykrzyczałam. Słyszała mnie zapewne cała okolica.
  - Słońce, tak się czasem dzieje. – jak zwykle był dobrym przyjacielem i mnie pocieszył. – Przejdzie ci.
  - Mam nadzieję.
  - Zaufaj mi.
  - Ufam. – powiedziałam cicho. – Jesteś moim przyjacielem. – Michał uśmiechnął się lekko i wstał. Poszłam w jego ślady.

od autorki: Cierpliwości. Rozkręci się :D Jak się zmotywuję do dalszego pisania, bo leń ze mnie :p 13039653 - moje gg w razie jakby info. nie dochoodziło. Polska wygra mecz <3