Zatorski nie odzywał się od
pięciu dni. Zdążyłam o wszystkim zapomnieć. Schowałam obrączkę głęboko do
szuflady i nie przejmowałam się niczym. Gotowałam podrzędne obiady bez żadnych
wartości odżywczych, chodziłam do fizjoterapeuty, bo kolano odmawiało
współpracy i raz dziennie stawiałam się na hali by odbyć dwugodzinny trening,
na który po raz pierwszy w życiu nie miałam najmniejszej ochoty. Wieczorami
siadałam z książką albo chodziłam do pani Ani, która była samotną staruszką
zajmującą mieszkanie pode mną. Lubiłam wysłuchiwać jak opowiada o życiu.
Zdążyłam zapomnieć, że niedługo
będę rozwódką. Dwadzieścia jeden lat i rozwód. Nieźle, prawda?
Przyrzekłam sobie, że więcej na
imprezę nie pójdę.
Ola była moją najlepszą
przyjaciółką. Zauważała, że coś jest nie tak, ale nie drążyła tematu.
Wiedziała, że nie lubię rozmawiać o uczuciach. Tak, byłam mało uczuciowa.
Urodzinowe życzenia wymagały ode mnie nie lada poświęcenia, nie mówiąc już Dniu
Matki i Dniu Ojca.
Ból sprawiał, że na mojej twarzy
pojawiał się grymas. Zaciskałam jednak zęby i grałam dalej, bo mecz z Siódemką sam
się nie wygra. Każda musiała dać coś od siebie. Mimo słabszej dyspozycji w
ciągu kilku ostatnich dni trener postawił na mnie.
Niestety spotkanie się
przeciągało, moja skuteczność spadła gwałtownie a ból stawał się nie do
wytrzymania. Podczas przerwy technicznej w czwartym secie miałam powiedzieć
trenerowi, że nie dam już rady, ale nie zdążyłam. Zostałam zatrzymana na
pojedynczym bloku od którego odbiłam się jak do ściany. Upadłam na cztery
litery, czując jakby ktoś ucinał moją prawą nogę. Kolano przeszył ból.
Zacisnęłam zęby, uderzając
pięścią w parkiet. Cholerna męka. Czułam zbierające się łzy pod ociężałymi
powiekami. Zdawało mi się, że wylądowałam w innym świecie. Nie docierały do
mnie odgłosy kibiców ani słowa Oli i Agaty, które próbowały pomóc mi wstać.
Docierało do mnie tylko jedno. Ból. Ból tak wielki, że miałam ochotę umrzeć.
-Melka, słyszysz mnie? – lekarz
zaglądał mi prosto w oczy a fizjoterapeuta spryskiwał kolano. Niemrawo
pokiwałam głową.
-Boli.
Ciepłe dłonie badające strukturę
bolącego miejsca sprawiały, że miałam ochotę zacząć krzyczeć. Nie dałam się
jednak. Nie mogłam się poddać przy kibicach, nie mogłam pozwolić, żeby moja
drużyna widziała, ze cierpię. Mieli zwyciężyć, a nie przejmować się mną.
Wygrana dotarła do mnie dopiero,
gdy Ola poczochrała moje włosy. Usiadła obok mnie. Czułam jak wpatruje się
intensywnie w obandażowaną część ciała.
-Twierdzą, że nadwyrężone, ale
zaraz zabierają mnie na badania.
-Od dawna cię bolało?
-Parę dni. – rzuciłam niedbale,
wzruszając ramionami. - Jak rozmasowali to przestawało.
Spojrzałam na Aleksandrę, która
już stała i gestykulowała z kimś zawzięcie. Nie miałam ochoty sprawdzać o co
chodzi. Nie byłam w nastroju.
-To chyba do ciebie. – posłała mi
delikatny uśmiech i oddaliła się. Wbiłam wzrok w parkiet, nie sprawdzając o
kogo chodzi. Podejrzewałam ojca, który zrobił mi niespodziankę i urwał się z
zawziętego komentowania meczów w tym tygodniu.
Wielkie dłonie zakryły moje oczy
a ja zupełnie nie wiedziałam kto to. Nie znałam faktury kończyn górnych owego
osobnika.
-Daj spokój.
Dłonie posłusznie zniknęły a ich właściciel, wydając z siebie długie
westchnienie, opadł na miejsce, która przed chwilą zajmowała Sikorska.
-Przykro mi.
-Przecież nie urwało mi nogi i
będę mogła nadal grać. – odpowiedziałam z jadem. –Co tu robisz? – obdarzyłam go
przelotnym spojrzeniem.
-Przyszedłem pokibicować swojej
żonie. – dał mi sójkę w bok, uśmiechając się od ucha do ucha.
-Cicho! – syknęłam. –Jeszcze ktoś
usłyszy.
-I tak będą plotkować, bo siedzę
sobie z tobą. – stwierdził, klepiąc mnie po zdrowej nodze. Uderzyłam go w dłoń,
którą przyłożył do klatki piersiowej i znów syknął ała
-Ranisz jedne z najcenniejszych
rączek Polskiej Siatkówki, które potrafią zdziałać cuda. – zrobił przy tym taką
minę, że od razu poweselałam. Śmiać mi się chciało z Zatorskiego jak jeszcze
nigdy. No dobrze. Czasem się z niego nabijałam, bo nie bardzo go lubiłam.
Powód? Zawsze jakiś się znajdzie. Tym
razem mój śmiech był uzasadniony.
-Nie pochlebiaj sobie.
-Melka, nie rań mnie. – złożył
usta w dzióbek przez co zaniosłam się głośnym śmiechem.
-Muszę iść. – podniosłam się, ale
zaraz skrzywiłam się i usiadłam z powrotem, bo ból stał się nie do wytrzymania.
Syknęłam cicho.
-Chodź. – Paweł stał i wyciągał
dłoń w moim kierunku. Patrzyłam na niego niepewnie. –Sama raczej nie zajdziesz
daleko.
Zrezygnowana podałam mu dłoń.
Ponownie wstałam a Zatorski objął mnie w pasie, kładąc jedną moją rękę na swój
kark. Nadal bolało, gdy szłam podtrzymywana, ale dało się znieść.
-Może na ręce? – zapytał po kilku
metrach, kiedy syknęłam stając na pierwszym stopniu schodów. Czułam, że może
być to coś poważniejszego niż zwykłe przeciążenie. Odgoniłam od siebie
negatywne myśli. Spojrzałam na niego jak na debila, więc nie drążył tematu. Wolno
pokonaliśmy kilkanaście schodów. Wskazałam mu głową kierunek, bo stanął
zdezorientowany rozglądając się wokół. Mimo, ze grał tu już wiele razy teraz
nie wiedział gdzie ma iść.
-Melka, szukałem cię. – Piotr
wyłonił się zza rogu i uśmiechnął się lekko. Niedawno skończył medycynę i był
asystentem naszego lekarza. Można było scharakteryzować go jako przystojnego.
Na pewno był bardziej w moim guście niż chłopak obok. Miał przydługawe ciemne
włosy i niebieskie oczy. Koszulka opinała muskularny tors. Kwestią
niepodważalną było to, że klatka piersiowa reprezentacyjnego libero była o
wiele bardziej umięśniona. To jednak się nie liczyło. Ciemna karnacja nadawała
mu wygląd Latynosa. Należał również do
grona facetów wyższych od mojego towarzysza.
-Idę przecież.
-Marian się niecierpliwi. –
podszedł bliżej i omiótł libero nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Dzięki, Pawełku. – zwróciłam się
do zielonookiego. – Dalej poradzę sobie sama.
-Na pewno?
-Tak. – odparłam a Paweł zdjął
rękę z mojej talii. Jego miejsce zajął Piotrek. Pomógł mi udać się do gabinetu gdzie oczekiwał na mnie doktor. Posadzono mnie
na kozetce i zajęto się badaniami.
Po ponad godzinie mogłam opuścić
pomieszczenie z zaleceniami oszczędzania się przez tydzień. Na siedem dni
zostaje zawieszona wszelka aktywność fizyczna, będą dawali mi zastrzyki i
obserwowali czy ból znika. To jednak nie było nic groźnego.
-Masz czym wrócić? – dopytywał
Ziarnecki kiedy wychodziłam. Pokiwałam głową, tłumacząc, że najprawdopodobniej
Ola jeszcze siedzi w szatni to mnie podwiezie.
Dostałam kule od swojego opiekuna
medycznego, ale miałam problem z chodzeniem o nich. Stałam na środku holu i
zastanawiałam się jak mam dotrzeć do szatni. Na co dzień skakałam, biegałam,
atakowałam i przyjmowałam a chodzenie o tych przeklętych szczudłach stanowiło
dla mnie wielki problem. Chodzenie bez nich w chwili obecnej również nie było
najlepszym pomysłem.
-Odwiozę cię. – bełchatowski libero
znów pojawił się obok mnie. Gwałtownie odwróciłam głowę i spojrzałam na niego,
ściągając brwi w konsternacji.
-Co ty tu jeszcze robisz?
-Tak sobie czekam aż moja żona
wyjdzie z tego przeklętego gabinetu i będę mógł zaoferować wybawienie. –
ukłonił się lekko a ja parsknęłam śmiechem.
-Nie jesteś normalny.
-To zaszczyt usłyszeć taki
komplement z twojej strony. – uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Idziemy?
Skinęłam głową, czując, że nie da
się spławić. Nie miałam sił na kłótnie po dzisiejszym dniu. Ból w kolenie
zelżał, więc mogłam iść udając, że wiem jak chodzi się o tych kulach. Zatorski
od razu to zauważył i zaśmiał się tak głośno, że sprzątaczka obdarzyła go
morderczym spojrzeniem.
-To dobrze, że kule są ci obce.
-To tylko tydzień. – powiedziałam
cicho. –Mam tydzień wolnego na kurowanie, a potem wszystko ma być dobrze.
-Cieszę się, że to nic poważnego.
-Ja też.
Między nami zapanowała krępująca
cisza. Trwała ona przez kilka długich chwil, bo poruszaliśmy się tempem żółwia.
Nie było mnie stać na więcej. Paweł dostosował się do mojej prędkości.
Dotarliśmy do jego Audi zaparkowanego niedaleko wejścia. Otworzył mi drzwi pasażera
a kule wylądowały w bagażniku. Zajął swoje miejsce, odpalił auto i włączył
radio, gdzie rozległa się stara piosenka zespołu IRA, która nosiła tytuł Nadzieja.
-Słuchasz tego? – nie kryłam
zdziwienia
-Wiem, ze prawie starsze ode
mnie, ale lubię ten zespół. – uciekł wzorkiem w bok.
-Ja też. – na mej twarzy pojawił
się uśmiech. Zaczęłam śpiewać z zespołem. Nie rozmawialiśmy, tylko wspólnie
wydzieraliśmy się do różnych piosenek wydobywających się z pawłowego radia. Potem odprowadził mnie pod
same drzwi i odszedł nie czekając aż wejdę albo mu podziękuję. Odszedł bez
jakiegokolwiek słowa.
Od autorki: Jestem jak Melka. Uwielbiam mieć poukładane życie i coś nieplanowego mnie dobija. Przecież zauroczenia/zadłużenia/zakochania czy co to tam jest w tym moim przypadku nie da się zaplanować. W sumie ten rozdział jest jeszcze dobry. Następne to już dno. Kocham was, wiecie? I ciesze się, że jesteście :)
My też cię kochamy i cieszymy się, że jesteś, bardzo bardzo <3
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to nie lubię tego, że Melce coś jest :c Ale lubię to, że znaleźli "nić" porozumienia. Chociaż to może jeszczę trochę za dużo powiedziane, no ale cóż. Oni mają być ze sobą i tyle.
My ciebie też! <3
OdpowiedzUsuńkurde, oby Melce nie było nic poważnego. No, ale czemu nie chciała na ręce, no? Przecież u męża i żony to normalne xD
A ja tam się chyba cieszę, że Melce się coś stało. Może przez to, że będzie uziemiona, Paweł zacznie jej pomagać i zbliżą się do siebie, ale tak na serio?Ja bym się cieszyła, gdyby po tym tygodniu kurowania ich zdanie co do rozwodu zmieniło by się ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe ;*
Babo ej ! Ona ma być z Pawłem a nie jarać się jakimś Piotrem ! :P . Ale mega mi się rozdział podoba biedna Melka kontuzja kolana ałłłaa ! . Haha a Paweł to nie zły aparat :D Ach te rączki haha :D . Dobra nie streszczam więcej rozdziału :) .
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ! pisz pisz ! :)
Pozdrawiam MikaxD - Wredota- Cooki - Emiliaa
:D :D
Kontuzja Melki i opiekuńczy Pawełek :D
OdpowiedzUsuńA ten Piotr, oh ! Musi się dowiedzieć ,że Melka ma już męża :D
Maja.
Kurdę lubię takiego Pawcia. Bardzo lubie. Taki kurdę taki małolacik się wydaję
OdpowiedzUsuńNaiwność trzecia w skrócie- spotkanie Łucji z Wojtkiem i kłamstwo siatkarza. Nie wszystko wygląda idealnie a szczęście młodej dziewczyny pęka jak bańka mydlana. Chcesz wiedzieć więcej przeczytaj ! Skomentuj.
Pozdrawiam Annie
Paweł jest taki awwwwwwww <3
OdpowiedzUsuńOni są tacy uroczy :3 A Paweł pobija wszystko, naprawdę.
OdpowiedzUsuńIśka, kocham Ciebie, kocham Pawła, kocham Melkę, kocham wszystko, co piszesz ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich. Oni są w tym wszystkim jakby trochę zagubieni i nie bardzo wiedzą co z tym wszystkim począć, a rozwód wydaje im się najlepszym rozwiązaniem. Kontuzja nie jest niczym dobrym, ale może teraz trochę się do siebie zbliżą, może utworzy się po między nimi nić jakiegoś silnego uczucia?
OdpowiedzUsuńJa osobiście uważam, że nikt mądry nie dałby im ślubu w stanie nietrzeźwości. Zdecydowanie nie powinno do tego dojść. Chociaż z drugiej strony mam jakieś dziwne przeczucie, że Melka prędzej czy później pokocha Pawła i jednak się nie rozwiodą. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się ta historia. Czekam na dalszy ciąg:)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje że kontuzja Melki jest poważniejsza. Mam nadzieję że się nie rozwiadą :) Bo taki Zati to fajny jest :)
OdpowiedzUsuńMoże nie kocham ale wyjątkowo cię Iśka uwiebiam i cieszę się że dla nas piszesz :)
O, ja kocham twoje opowiadania. I Ciebie też : )
OdpowiedzUsuńWyczuwam w Pawle jakąś zmianę. Może mi się tylko wydaje, ale on już nie zabiega tak bardzo o kontakt z Melką. Może to po prostu kwestia tego, że od razu po tym nieplanowanym ślubie trzeba było ustalić okoliczności całego zdarzenia. Mam nadzieję, że ta kontuzja naprawdę okaże się niegroźna. Że po tym tygodniowym odpoczynku Melka będzie mogła wrócić do grania. Choć w sumie nie wiem co teraz jest dla niej lepsze: stabilność na gruncie zawodowym i zwyczajne, regularne treningi, czy może właśnie przerwa. Było przecież widać, że przez tą całą akcję z Pawłem, ona nie potrafi się na nich skupić.
OdpowiedzUsuńPaweł - awwwwwwwwwwwwwwwww *-*
OdpowiedzUsuńMy też ciebie kochamy i czekamy (a na pewno ja) na ciąg dalszy :)
Zapraszam na ucieczkę pierwszą na http://ucieczka-przed-przeszloscia.blogspot.com/ :P
UWIELBIAM! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten moment w opowiadaniu, kiedy główni bohaterowie którzy się na co dzień nie znoszą nagle odnajdują tę nić porozumienia i nagle coś zaczyna się dziać. I Paweł przez te części skradł całkowicie moje serce.
A wiesz co ja robię, kiedy się raz na sto lat zauroczę? Wmawiam sobie najpierw, że jestem głupia, wynajduję wszystkie negatywne cechy owego wybranka, wytykam wszystkie rzeczy, które nas różnią i zniechęcam mózg do dalszego zainteresowania. Bo to zakochanie to jest tylko głupi problem, który całkowicie zaburza plan dnia.
I jakby co, to zapraszam do mnie na rozdział 21 :) [un-poco-de-amor.blogspot.com]
I też się cieszę, że jesteś! :D
Jestem ogromnie ciekawa jak potoczą się losy Melki i Pawła. Ich historia jest dla mnie bardzo tajemnicza i zarazem niezwykle intrygująca. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńJeśli masz czas i ochotę zapraszam do zapoznania się z historią Andrzeja Wrony i Zosi Wróbel. Czy przyjaźń przetrwa tak ogromne zawirowania? O tym możesz przekonać się wchodząc na jestes-wszystkim-czego-potrzebuje.blogspot.com
Buziaki