Zmęczenie źle wpływało na mój
sen. Kilkakrotnie we śnie zgięłam kolano przez co budziłam się, rzucając
przekleństwami. Nie moja wina, że uwielbiałam spać w dziwnych pozycjach. Tak to
było jeśli miało się wielkie a do tego praktycznie puste łóżko. Łóżko bez
ukochanej osoby, która by je z tobą dzieliła.
Najlepiej śpi się z rana czego
doświadczyłam dziś. Niestety nie dane było mi przebywać w krainie Morfeusza
tyle ile mi się podoba, ponieważ obudził mnie dźwięk dzwonka. Osoba, która
przyszła naciskała go bez przerwy, więc nie dane było mi jej zignorować. Powoli
zebrałam się w sobie i wstałam z mojego wygodnego miejsca. Miałam w planie
spędzić tam cały tydzień z przerwą na zastrzyki. Niestety pewien osobnik
postanowił pokrzyżować mi plany. Po otworzeniu drzwi okazało się, ze tą osobą
jest moja przyjaciółka, sto osiemdziesiąt sześć centymetrów pozytywnej energii
i nieogarnięcia, Aleksandra Sikorska, która patrzyła na mnie oskarżycielsko.
-Czekałam na ciebie wczoraj. –
oznajmiła, wkraczając w moje skromne progi. Odpowiedziałam jej przywitaniem.
-Gdzie się podziałaś? – rozsiadła
się na krześle. – Chyba nie poszłaś pieszo, nie?
-Nie.
-To gdzie mi zniknęłaś? – wstała
i zaczęła przeglądać moje szafki
poszukiwaniu herbaty. Wyjęła z pudełka w cytryny jedną saszetkę i wrzuciła
do wysokiej szklanki. Nalała zimnej wody do czajnika a zaraz potem postawiła go
na kuchence. Obserwowałam poczynania Olki, siedząc na swoim ulubionym miejscu
czyli parapecie.
-Melka, nie denerwuj mnie.
-Paweł mnie odwiózł. – zaczęłam
się przeciągać, gdyś środkowa zakłóciła mój poranny rytuał. – Zadowolona?
-Jest coś na rzeczy, nie?
-Zwariowałaś.
-Od nienawiści do miłości jeden
krok. – wyszczerzyła się, zalewając sobie herbatę. –To, że jakoś nie bardzo się
tolerowaliście nie wyklucza tego, że nagle zaczęliście pałać do siebie
sympatią.
-Dostałaś piłką w głowę, nie?
-Agata się załamie jak się dowie.
– usiadła na blacie. Było jej jednak niewygodnie, bo musiała się garbić, żeby
nie zawadzić o szafki, więc zeskoczyła i usiadła na podłodze z kubkiem w ręku.
-Niby czym?
-No, że jest coś na rzeczy. –
upiła łyk gorącego trunku. – Podkochiwała się w nim przecież.
-No to niech do niego startuje. –
ostrożnie opuściłam parapet i pokuśtykałam do lodówki skąd wyciągnęłam wodę.
–Ja jej nie bronię.
Nalałam zimnej cieczy do
literatki i wróciłam na swoje miejsce. Olka wstała z podłogi, odstawiła
trzymaną przez siebie rzecz i również otworzyła lodówkę. Czuła się jak u
siebie. Wielu osobom by to przeszkadzało, ale nie mi. Często robiła dla mnie
zakupy, bo sama nie miałam do tego głowy.
-Jak zwykle masz tylko światło w
lodówce. – stwierdziła, kręcąc głową z dezaprobatą. –Zginiesz kiedyś , wiesz?
-Wypraszam sobie. – uniosłam
dumnie głowę. –Była tam woda.
Parsknęłyśmy śmiechem. Przyjaciółka
udała się do korytarza, rzucając uprzednio, że idzie zrobić dla mnie zakupy.
Wspominałam, że jest kochana?
Trzaśnięcie drzwiami oznajmiło
mi, że dziewczyna wyszła i znów zostałam sama. Jak ją znałam nie będzie jej
przez godzinę albo i dużej. Ola była maniaczką zdrowej żywności a jedyny sklep,
w którym robiła zakupy był na drugim końcu miasta. Mogłam, więc spokojnie się
wyspać. Moja koleżanka mogła się spodziewać, że lodówka będzie świecić
pustkami, więc powinna iść najpierw na zakupy jeśli miała taki kaprys.
Przynajmniej bym się wyspała.
Postanowiłam siedzieć na
parapecie okna do powrotu dziewczyny. Nic innego nie miałam do roboty.
Kilkanaście minut bezczynnego siedzenia odczułam jak samotnie spędzone
dwadzieścia cztery godziny. Wpatrywałam się w zegar, który minuta po minucie
przesuwał swe wskazówki w prawo. Czternaście minut przed dziewiątą rozległo się
walenie do drzwi. Znowu. Wyrwana z transu, zamrugałam gwałtownie. Sikorska
ustanowiła chyba nowy rekord w robieniu zakupów.
-Otwarte!
Nie wiem dlaczego pukała.
Wiedziała przecież, że drzwi nie są zamknięte. Chyba, ze to nie była ona. Na
szaleńców było zbyt wcześnie, więc może ojciec. Pewnie już do niego dotarło, że
ucierpiałam podczas wczorajszego spotkania. Jeszcze milion myśli przewinęło mi
się przez głowę: mama, która się o mnie martwiła i brat, który rzucił wszystko
i przyjechał sprawdzić, co ze swoją małą
siostrzyczką nim ujrzałam Zatorskiego. Rozdziawiłam usta, a on oparł się o
framugę drzwi z reklamówką z Biedronki w jednej z rąk.
-Nie boisz się, że cię ktoś
napadnie? – zmrużył oczy, wpatrując się we mnie.
-Czekam na kogoś.
-Nie w porę? – zapytał. –Randka
od rana? Zdradzasz mnie po tygodniu małżeństwa?
-Mam nadzieję, ze szybko biegasz,
bo jakbym mogła to bym cię tak sprała, że mógłbyś zapomnieć o siatkówce do
końca życia. – groźba z moich ust. Dobre sobie. Przecież, cytując Piotra,
jestem aniołem, ale spadłam z nieba.
-Wzajemnie.
-Czego chcesz?
-Pomyślałem sobie, że możesz
czegoś potrzebować i zrobiłem zakupy. –
zrobił parę kroków i postawił przytaszczoną przez siebie torbę na blacie.
-Jakie nagłe zainteresowania moją
osobą. – powiedziałam z nutką ironii w głosie. Spojrzał na mnie uważnie, ale
nie powiedział nic.
-Na kogo czekasz?
-Na swojego kochanka, który zrobi
na mnie zakupy po upojnej nocy. – wypaliłam bez zastanowienia.
-Jasne. – prychnął w odpowiedzi.
–Kłamiesz.
-Co tu robisz?
-Chciałem porozmawiać, ale jak
widać nie jesteś w humorze. – oparł się o blat i założył ręce na piersiach. Co
oni mieli z molestowaniem moich szafek?
-Żebyś wiedział, ze nie jestem. –
warknęłam, zaciskając dłonie w pieści. –Tez byś nie był, gdyby napieprzało cię
kolano a sens twojego życia został ci odebrany na jakiś czas.
-To tylko tydzień.
-O tydzień za dużo. – westchnęłam
spokojniej. – Załatwiłeś formalności?
-W poniedziałek wszystko będzie
jasne.
-To dobrze. – upiłam łyk wody z
butelki. –Spokój święty.
-Tak. – pokiwał wolno głową. Jego
wzrok utkwiony był w zdjęcie wiszące centralnie naprzeciw niego. –To ty? –
podszedł do niego bliżej. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zatorski
przyglądał się zdjęciu z Olką, która zostało zrobione cztery lata temu w Peru.
Miałam pełno pryszczy, krótkie sterczące na wszystkie strony włosy i wielką
szramę na policzku, która swoim paznokciem zafundowała mi jedna z Niemek po meczu
grupowym. Nie moja wina, ze doszło do rękoczynów, bo nazwała mnie beztalenciem.
-Moja siostra bliźniaczka.
-Zmieniłaś się. – omiótł mnie
wzorkiem od góry do dołu jakby mnie oceniał. Miałam ochotę go uderzyć. Było to
nieprzyjemne uczucie. Nie odpowiedziałam mu na to stwierdzenie.
-A to na policzku to, co?
-Pamiątka od Hippe. – skrzywiłam
się na wspomnienie tej dziewczyny. –Nie bardzo się polubiłyśmy. Za brzydala i
beztalencie złamałam jej nos.
-Ostro. – podrapał się po
podbródku. –Ona wcale ładna nie jest.
-Jak się ma brata, który trenuje
boks to się wie. – wzruszyłam ramionami, zakładając zdrową nogę na chorą.
-Mam się bać? – zmarszczył brwi
jakby sam miał sobie odpowiedzieć na to pytanie.
-Jak uważasz.
-Porozmawiamy?
-Przecież rozmawiamy. – zauważyłam
błyskotliwie. Zatorski pokręcił głową z dezaprobatą.
-Chciałbym porozmawiać o tym, co
się wtedy stało… - zaczął niepewnym głosem, wlepiając we mnie swoje paczadła. -O ślubie.
-Po co? – uniosłam brew. –
Podpiszmy papiery rozwodowe i koniec. Wróćmy do poprzednich relacji. – skupiłam
swój wzrok wyłącznie na nim, szukając oznak zgody z moimi słowami.
Nie odpowiedział. Patrzyliśmy
głęboko w swoje oczy. Przerwało nam dopiero chrząknięcie. Paweł bez słowa
opuścił moje mieszkanie, trzaskając drzwiami a Ola patrzyła na mnie pytająco z
zakupami w ręku. Ciekawe ile słyszała?
od autorki: Tak ogólnie to to opowiadanie dawno się wymknęło spod kontroli. :P Chyba o tym wspominałam, nie?