piątek, 31 maja 2013

1. Gdy ktoś choć raz jeden przejdzie przez nasze życie, pozostawia w nim ślad, którego nie można zatrzeć.

  Bełchatów nie należało do najpiękniejszych miasteczek w naszym kraju. Dominował tu krajobraz przekształcony przez człowieka: liczne fabryki z dymiącymi kominami i elektrownia. Powietrze w dużym stopniu było zanieczyszczone. Często zastanawiałam się za jakie grzechy musiałam tu tkwić. Szczerze nienawidziłam tego miasta mimo, że mieszkałam tu od urodzenia. Plułam sobie w brodę, że nie chciało mi się uczyć i mam za sobą tylko technikum hotelarskie . Twierdziłam, że teraz jestem za stara na jakieś tam studia i być może lepsza pracę. Dwadzieścia sześć lat fizycznie, psychicznie z dziesięć mniej. Wciąż byłam ta niemyślącą o przyszłości, uzależnioną od używek, roześmianą i imprezową dziewczyną, która przyjaźniła się z najbardziej zatwardziałym kawalerem Bełchatowa i okolic. Misiek był wspaniałym przyjacielem, który załatwił mi pracę. Mogłabym całować go po stopach za to, że dzięki niemu miałam za co żyć. Kochany Michał.
  Szłam przed siebie, nucąc pod nosem moją ukochaną Niezapowiedzianą happysadu. Uśmiechałam się od ucha do ucha, zadowolona z tego, że skończyłam prace na dziś. Pracowałam w hali Energia: czasem sprzedawałam bilety, czasem sprzątałam a jeszcze kiedy indziej odpowiadałam za ubiory kibiców. Nie było źle. 
  Z uśmiechem wpatrywałam się w ekran starej Nokii. Dostałam sms’a od Michała, który głosił, że czeka na mnie z pizzą i winem. Facet nie tolerował odmów, więc napisałam, że wpadnę za kilkanaście minut. Znajdowałam się już niecały kilometr od naszego osiedla. Wynajmowałam małą kawalerkę na drugim piętrze bloku, podczas gdy mój przyjaciel miał wielkie mieszkanie na czwartym piętrze. Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i odgarnęłam blond włosy do tyłu. Spojrzałam na sygnalizację świetlną, która mówiła, że pieszy może iść. Przeszłam na druga stronę i udałam się do spożywczego, żeby kupić ukochaną czekoladę przyjmującego. Miałam niezły ubaw, gdy jęczał, że się roztyje a potem i tak wpalał całą, niekiedy w ogóle się nie dzieląc. Miałam kupić też fajki, które niestety się kończyły. Moje uzależnienia postępowały. Ostatnimi czasy paliłam więcej. 
  Wrzuciłam do koszyka milkę z orzechami, butelkę wódki i papierosy. Podeszłam do kasy, szukając portfela w niewielkiej, czarnej torebce. Postawiłam kosz na ladzie, uśmiechając się nieznacznie do starszej ekspedientki o posiwiałych włosach. Pokiwała głową z dezaprobatą, mierząc mnie wzrokiem i nabijając na kasę. Rzuciłam stróże na blat i postawiam koszyk na ziemi.
  -Drobniej, proszę. – powiedziała chłodno. Spojrzałam na wyświetlacz, patrząc ile mam do zapłacenia. Ekran wskazywał prawie pięćdziesiąt złotych a baba nie miała wydać. Pokiwałam przecząco głową. Starsza pani westchnęła, patrząc na mnie błagalnie a potem zaczęła wpatrywać się w pieniądze w szufladce.
  -Rozmienić? – zaproponował męski głos. Odwróciłam się do mężczyzny, który stał za mną. Był o wiele wyższy ode mnie. Sprawiał wrażenie wyższego od Michała. Możdżonka jednak nie przeskoczył. Miał ciemne oczy i duże usta, na których widniał życzliwy uśmiech. Brązowe włosy miał krótkie, ułożone w artystycznym nieładzie. Na twarzy miał liczne krosty Ten mały szczegół jednak niczego nie psuł. Jego oczy lustrowały mnie od góry do dołu.
  -Tak. – odparłam krótko, obserwując jego ruchy. Zdecydowanie miał to coś, ten magnetyzm, który przyciągał kobiety.
  Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni ciemnych jeansów a potem obciągnął biały T-shirt, który niebezpiecznie się podwinął. Wyciągnął z niego dwie pięćdziesiątki i położył obok mojego banknotu, który po jakiejś sekundzie zniknął w jego portfelu. Ekspedientka zabrała jeden bilon i wydała resztę. Schowałam miedziaki do portmonetki, wzięłam moje zakupy i ruszyłam do wyjścia. Przy drzwiach obróciłam się do nieznajomego i rzuciłam ,,Dziękuję”, obdarzając go przy tym, mam nadzieję, najpiękniejszym uśmiechem. Odwzajemnił go. Wydawało mi się, że na moje policzki wstąpił rumieniec. Chłopak przez większość czasu obserwował moje zakupy.
  W końcu wyszłam ze sklepu. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się jego drażniącym dymem. Przymknęłam oczy na chwilę i zobaczyłam nieznanego mi mężczyznę. Wydawało mi się, że już go gdzieś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jego uśmiechnięta buzia zagościła w moim umyśle i za cholerę nie chciała wyjść.
  Ruszyłam w stronę domu. Mijałam wielu ludzi, spieszących do swoich kwater, gdyż robiło się ciemno. Dopiero teraz dotarło do mnie, że miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem. Najwyraźniej nie był takim zmarzluchem jak ja, który przy piętnastu strupniach (październik był nadzwyczaj ładny) nosił zimową czapkę.
  Nacisnęłam klamkę michałowych drzwi. Wiedziałam, że będą otwarte, bo nadzwyczajnej w świecie siatkarz nie miał zwyczaju ich zakluczyć.
  Postawiłam torbę na stole w kuchni a wierzchnią odzież rzuciłam na krzesło.
  -Cześć, Miśku! – wydarłam się i czekałam na reakcję. Po chwili wyszedł z łazienki w bełchatowskich spodenkach i koszulce koloru białego. Od razu skojarzyło mi się to z spotkanym w sklepie człowiekiem, gdyż Michał był właścicielem takiej samej koszulki.
  -Cześć. – powiedział i musnął mój policzek.
  -Michał?
  -Tak?
  -Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
  -Mnie pytasz? – zaśmiał się siatkarz, obejmując mnie ramieniem. – Jestem ostatnią osobą na ziemi, która mogłaby odpowiedzieć na to pytanie. Miłość jest przereklamowana, słońce.
  -Chyba potrzebuję dobrego seksu.
  -Masz jakiś problem? - dopytywał mój towarzysz. Problemów miałam wiele, ostatnio przybył mi nawet nowy: pan ze sklepu.
  -Chyba się zakochałam. – mruknęłam. – Albo zauroczyłam. Nie wiem.
  -To idź do niego. – doradził, pchając mnie w kierunku drzwi wyjściowych. Nie poznawałam mojego przyjaciela. Mój dawny Michał rzuciłby się na mnie, przeleciał jak często miał w zwyczaju a rano byłoby tak jak zawsze.
  -Problem w tym, że nie wiem jak ma na imię. – obróciłam się do niego i oparłam głowę o klatkę piersiową.
  -Nie znam go.
  -Oj Ludka. – westchnął. – Ty zawsze coś odwiniesz.
  -Cholernie to dziwne. – skomentowałam. – Takie nie w moim stylu.
  -Ludka, ty dorastasz.
od autorki: Coś nowego. Niezaplanowanego i beznadziejnego. Jeśli ktoś chce być informowany niech się tu wpisze. Jeśli możecie to głosujcie też tu. :)

Informowani

Jeśli ktoś chce być informowany to proszę o pozostawienie namiaru :) 

czwartek, 30 maja 2013

Bohaterowie #2


Ludwika Smoglińska

,,Ale najważniejsze, że kiedy zamknę oczy nic nie zaskoczy mnie"


Wojciech Włodarczyk

,,Bez grawitacji pędząc w nieznane"

*
Może kiedyś.



piątek, 17 maja 2013

4. Zrzucam zmięte brudne myśli


Krążyłam po Rzeszowie bez celu. Trwało to długo. Rzuciłam w  cholerę szkołę na rzecz rozmyślań. Miałam to gdzieś. Toczyłam wewnętrzną walkę z sobą. Wyrzuciłam telefon, który irytował mnie ciągłym dzwonieniem. Był to Nikola albo dyrektor. 
Walczyłam, aby nie dać się ponieść. Próbowałam zachować normalność. Omijałam wszystko co mogło mi zagrozić.  Najgorsza była bezczynność. Starałam się jej unikać. Kiedy dochodziły do tego negatywne emocje był koniec. Znów to samo. Kolejny raz. Byłam niewolnicą.
Do mieszkania wróciłam wieczorem. Byłam pewna, że Nikoli nie będzie. Miał wyjechać a ja z nim. Plany się zmieniły. Zostałam. 
Byłam świadoma, że to się tak skończy. Wiedziałam, że gdy tylko wrócę nie zdołam tego pokonać. Musiałam wrócić, bo go nie było. Zwalczałam w sobie chęć pójścia do jego mieszkania z prostych względów: było przeraźliwie puste. Drzwi były dla mnie zamknięte. Tak bardzo mnie zranił. Spowodował dołek. Mój aktualny stan był jego winą.
Serce podpowiadało mi, że to jest ten jedyny. Umysł kazał uważać. Nie chciał aby znów ktoś mnie zranił. Podpowiadał bzdury, których ostatecznie słuchałam.
Bezsilność wobec choroby.
 Ludzie mają różne przypadłości. Moja babcia zmagała się z nadciśnieniem, teściowa wuja miała raka płuc, mała kuzynka problemy z serduszkiem natomiast ja miałam nic niewarte gówno. Chorobę mającą swoje źródło w głowie.
Zrobiłam to. Znów to zrobiłam. Kolejny raz nie dotrzymałam złożonej sobie obietnicy. Poczucie winy, wyrzuty sumienia to było to co mi towarzyszyło. Kolejna przysięga, że to ostatni raz. Obietnica, której nie dotrzymam. Byłam tego pewna. 
Kolejne spotkanie z muszlą klozetową. Przerwa była stosunkowo długa. Zapewne tęskniła za zawartością mojego żołądka.
Miotały mną torsje, które sprawiały mi przyjemność. Paradoks: niszczenie dające satysfakcję.
Odgarnęłam włosy z twarzy, gwałtownie wciągając powietrze.
Kolejne opróżnianie pokarmu. Miałam trudności z zachowaniem równowagi. Poczułam silne ręce na swojej talii. Przez to wszystko nie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego lokum. Zapomniałam o zamknięciu drzwi na klucz.
-Wszystko dobrze? – zapytał, odciągając mnie. Chciałam mu się wyrwać, ale nie mogłam. Nie patrzyłam na niego. Czułam wstyd. Nie powinien był widzieć mnie w tej sytuacji.
-Nie musisz tego robić. – powiedział, kiedy nie odpowiedziałam mu na zadane pytanie.
-Wynoś się stąd. – szepnęłam. – Chce skończyć to, co zaczęłam.
-Nie! – krzyknął. Zmusiłam się aby spojrzeć na niego. Z jego oczu dało się wyczytać wiele. Przede wszystkim złość i troskę. 
-Co ci tak zależy, co? – warknęłam, siłując się z nim. – Tego kwiatu jest pół światu. Pieprzyć taką jak ja.
-Przestań! – znów krzyknął. Jeszcze nie widziałam go takiego wściekłego. Martwił się. Spojrzałam na niego uważnie, zaskoczona wybuchowością towarzysza.
-Mówię prawdę. – patrzyłam w jego oczy. Nie chciałam żeby mnie posłuchał. Naprawdę nie chciałam. Pragnęłam dla niego kogoś z kim mógłby stworzyć normalny dom. Z pewnością ja taką osobą nie byłam.
Puścił mnie. Obmyłam twarz chłodną wodą.
-Chodź. – powiedział, ciągnąc mnie do salonu. Pchnął mnie na kanapę. Przyniósł taboret z kuchni i usiadł naprzeciw mnie.
-Wkurzasz mnie. – zaczął. – Tym swoim dystansem, ukrywaniem przed światem. To można leczyć. – miałam ochotę go spoliczkować, ale powstrzymałam się. – Otwórz się przede mną. Ulży ci.
Milczałam. Trwaliśmy w ciszy przez dobrych kilka minut. W końcu ujął moją dłoń i położył w miejscu gdzie znajdowało się jego serce.
-Ono bije tylko dla ciebie. – rzekł. – Pamiętaj.
-To trwa już jakieś dziesięć lat. – rzekłam ledwie słyszalnie. –Zaczęło się, bo mama mnie nie akceptowała. Doszła do wniosku, że po prostu im się nie udałam. – słuchał uważnie, trawiąc każde moje słowo. – Na początku raz kiedyś. Z czasem coraz częściej. Nim się obejrzałam stało się częścią moje życia. Rujnowało i rujnuje mnie. Ja już nie daję rady… - ukryłam twarz w dłoniach. Usiadł obok i objął mnie ramieniem.
-Spokojnie. – szepnął do mojego ucha.
-Nie zostawiaj mnie. – wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Obiecuję. 
-Chcę żyć normalnie. – czułam jak po moich zaczerwienionych policzkach spływają słone łzy.
-Damy radę. – ścisnął moją dłoń. – Ważne żeby mieć w kimś oparcie.
-Nie wierzę…
-Wszystko zaczyna się w głowie. – odgarnął opadające na twarz włosy i pocałował mnie w czoło.
-To nie będzie łatwe…
-Nikt nam nie powiedział, że życie będzie łatwe.
-Nigdy nie będę normalna. – otarłam łzy, spoglądając na niego.
-Wtedy bym cię nie kochał. – wyszczerzył się. –Po co mi jakaś przeciętna lalunia, skoro mogę mieć ciebie?
-Miałeś wyjechać. – zmieniłam temat, przypominając sobie nasza umowę.
-A ty ze mną. – zmarszczył brwi. –Wymigałem się, żeby być z tobą.
-Dziękuję. – wymamrotałam ponownie chowając głowę.
-Nie pozwolę ci na kolejne upadki. – gładził moje plecy. –Wyleczymy cię z tego i wszystko będzie jak należy.
-Czyli? – spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
-Nasza trójka a może nawet czwórka. – połaskotał mnie. Zaniosłam się  śmiechem. -Kiedyś. – dodał.
-Tylko z tobą.
-Tylko z tobą. – powtórzył.

Poddałam się długiej i wyczerpującej terapii. Jeszcze wiele razy upadałam i podnosiłam się. Nikola był przy mnie. Czasem zdawało mi się, że walczył za nas dwoje. Oboje walczyliśmy o lepsze jutro.
Leczenie uświadomiło mi, że bulimia na zawsze odcisnęła piętno na moim życiu. Zawsze będzie gdzieś z tyłu głowy, będzie podpowiadać bzdury. Trzeba tylko nauczyć się tłumić te brednie.
Serb wspierał mnie na każdym etapie. Miałam dla kogo walczyć. Teraz miała pojawić się małą istotka dla której musiałam przeć naprzód.
Lekarka prowadząca terapie mówiła, że to nie jest dobry moment na potomka, że to będzie wyjątkowo trudne. Miała rację, ale to tylko dodało mi sił. Pani doktor kręciła głową z niedowierzaniem, kiedy dziewczynka pojawiła się na świecie. Według niej nigdy nie miałam dostąpić zaszczytu bycia mamą. Obiecałam sobie, że będę lepsza od mojej matki, że zrobię wszystko, aby ją chronić.
To był przełom, ostateczny koniec z tym wszystkim. Teraz byłam ja, Nikola i Ana - nasza mała córeczka.
To co jeszcze pięć lat temu wydawało się niemożliwe czyli normalność, nie tylko ta pozorna, trwała. 
 Bulimia stała się przeszłością.
Liczyła się przyszłość. Nasza przyszłość. 

od autorki: Trudno było mi to napisać. Koniec. Inny niż przewidywałam,bo na początku miałam ją uśmiercić, ale  po prostu nie mogłam... Dziękuję wam :* 

piątek, 10 maja 2013

3. Bo w mojej głowie zamieć czarne, czarne chmury zawierucha deszcz do spółki z gradem.


Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Na jego ustach gościł nikły uśmiech. Poczułam ciepły oddech na swojej szyi.
Chciałam krzyczeć, chciałam uciec jak najdalej. Chciałam aby zostawił mnie samą, abym mogła zatracić się w problemach. Nie chciałam, żeby patrzył na mój upadek. Nie pierwszy i nie ostatni. Za każdym razem wmawiałam sobie, że to będzie ten ostatni raz. Nigdy nie był. Upadałam po raz kolejny. Nie miał mnie kto przytulić i pocieszyć. Tak było najlepiej. Nikola to niszczył. Władował się w moje życie bez pytania o zgodę. Sprawiał, że chciałam uwolnić się od tego raz na zawsze. Czułam, że to niemożliwe.
Byłam dumna, że zachowywałam czystość od tygodnia. Był to tydzień w którym widywałam Nikole każdego dnia. 
-Flooraa? 
-Tak? - mruknęłam, wyswobadzając się z jego ramion.
-Nie słuchasz mnie. - stwierdził z wyrzutem. Wrzuciłam koszulkę, która miała służyć mi jako piżama. 
- No i co?
-Dlaczego tak zareagowałaś, co? – drążył temat od samego rana. Noc spędziłam w łazience, na zimnych kafelkach. Serb siedział pod drzwiami, próbując nawiązać kontakt. Nie udało mu się.
-Nie twój zasrany interes. - warknęłam. - Wychodzę do pracy.
-Nigdzie nie pójdziesz. - uśmiechnął się zadziornie, machając mi przed oczami kluczami.
-Nie obchodzi mnie co chcesz. - westchnęłam- Mam moich uczniów, którzy będą szczęśliwi jak nie przyjdę.
-Jeśli powiesz o co chodziło, to rozważę wypuszczenie cię do pracy. 
-Jeśli mnie nie wypuścisz, obiecuję, że zrobię ci z życia piekło. - zagroziłam, celując palcem w klatkę piersiową siatkarza. Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał w moje oczy. Patrzył na mnie z uczuciem, co było nieprawdopodobne. Zastanawiałam się jak mógł mnie pokochać. Jak mógł? Jak mógł chcieć być ze mną?
Odpowiedź wydawała się prosta; nie wiedział. Nikola Kovacević nie znał mojego mrocznego sekretu. Praktycznie nikt go nie znał.
-Bardzo mnie to cieszy. - mruknął-Flora, powiedz o co chodzi...
-Nie twój interes.
-Masz racje. - zgodził się z błyskiem w oku- Chcę, żeby to był mój interes. Pomogę ci bez względu na to co jest twoim problemem.
-Nic i nikt nie może mi pomóc! - krzyknęłam. Po moich policzkach spływały słone łzy. Zaczęłam szarpać się z Serbem. Potrzebowałam kluczy. Chciałam wyjść. Odejść, jak najdalej od niego. Ukoić wewnętrzny ból. Nie mogłam jednak zdobyć tego przeklętego przedmiotu, który miał mi umożliwić wyjście z mieszkania. Siatkarz chwycił mnie za nadgarstki i pociągnął w kierunku pokoju. Protestowałam, ale nic sobie z tego nie robił. Okazał się zbyt silny. Usiadł na kanapie a mnie posadził na swoich kolanach. Oparłam głowę na jego torsie, łapiąc powietrze.
-Powiesz kiedy będziesz gotowa.
-Jeśli się dowiesz to się odwrócisz... –wyszeptałam. Czułam jak gładzi mnie po plecach. Całe moje ciało przechodziły dreszcze.
-Nie. - powiedział spokojnie. - Ile osób odwróciło się od ciebie gdy im o tym powiedziałaś?
Zastanowiłam się przez chwile. Nikt się ode mnie nie odwrócił, ale wiedziała zaledwie jedna osoba. Ona wspierała mnie w miarę możliwości. Może Nikola też miał być taką osobą. Może miał być moją motywacją do walki? Osobą dla której miałam wreszcie zacząć żyć.
-Akceptuj mnie. - szepnęłam, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. -Kochaj mnie.
-Nie musisz mnie o to prosić. - powiedział. - Jestem w tobie zakochany od dawna.
-Kochaj mnie. - powtórzyłam wpijając się w jego usta. Odwzajemnił pieszczotę. Czułam jak zachłannie czerpie w moich ust. W mik znalazłam się pod nim a jego ręce błądziły pod moim niebieskim sweterkiem. Jego dotyk powodował przyjemne uczucie. Dreszcz, który chciałam żeby trwał i trwał. Moje lekarstwo.
-Nie mogę. - westchnął, odrywając się ode mnie. Na powrót usiadł obok mnie.
-Dlaczego? – po raz kolejny poczułam się odrzucona. Miałam ochotę płakać. Miałam ochotę się poddać.
Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. On patrzył na mnie tak samo jak zawsze.
-Wszystko ma być jak należy. -rzekł. - Na seks przyjdzie czas.
Nie odpowiedziałam. Wstałam z kanapy, wzięłam klucze i udałam się do wyjścia. Mój partner podążył za mną. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego przelotnie.
-To choroba. - wypaliłam. - Jestem chora. - powtórzyłam i wybiegłam z mieszkania. Daleko. Jak najdalej od oskarżycielskiego wzroku. Najdalej od wyjaśnień i pieprzonego jedzenia.
Tak. Przyznałam się Nikoli, że jestem niszczona od środka. Problem znajdował się w głowie. Męczyłam się z nim już od ponad dziesięciu lat. Były gorsze i lepsze dni.
Tak. Ja, Flora Oliveira miałam bulimie.
Upadałam i powstawałam.
Teraz znów padłam. Musiałam znaleźć w sobie siłę, aby jeszcze raz wstać. 
Może tym razem ten ostatni raz.

od autorki: To ja teraz poproszę mojego księcia z bajki, który mi pomoże o. 

piątek, 3 maja 2013

2. Tylko w tobie nadzieja.


Szkoła była już praktycznie pusta. Siedziałam w jednej z klas, uzupełniając dziennik. Nigdy nie myślałam, że skończę jako nauczycielka chemii w jednej z rzeszowskich szkół, dokładniej liceum. Mówiąc szczerze nie było to szczytem moich marzeń.
Wstałam z krzesła, biorąc dziennik. Wyszłam z klasy i zamknęłam drzwi. Wolnym krokiem kierowałam się w kierunku pokoju nauczycielskiego, który znajdował się piętrze.
Podskoczyłam gwałtownie, gdy ktoś objął mnie w talii. Obróciłam się do tego kogoś i obdarzyłam go morderczym spojrzeniem. Tak jak się spodziewałam był to Nikola z tym swoim cwaniackim uśmiechem. Skorzystał z mojej nieuwagi i skradł całusa, nic nie robiąc sobie z tego, że go odpycham. Był zdecydowanie zbyt silny.
-Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – zaczął, uśmiechając cwaniacko.
-No to patrz.– powiedziałam, idąc dalej. - Odrzucam ją. 
Serb zrównał się ze mną i kontynuował:
-Nawet nie wiesz o co chodzi.
-Wiem, że nie chcę wchodzić z tobą w głębsze relacje. – spojrzałam na niego kątem oka. Zmarszczył brwi, wbijając we mnie smutne spojrzenie. Musiałam być twarda i nie pozwolić mu na wkroczenie z buciorami w moje życia. Smutny wzrok na mnie nie działał...
-Daj mi szansę. – złapał mnie za rękę, co spowodowało, że popatrzyłam w jego oczy.
-Chcę być sama. – rzekłam twardo.- To mój świadomy wybór.
-Daj mi trochę czasu. – nie przestawał walczyć. – Otwórz się przede mną. Poznaj mnie a przekonasz się, ze nie jestem zły…
-Nie zrozumiesz mnie… - westchnęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku.
-Flora.
-Co? – warknęłam.
-Szansa. – wyszczerzył się. – Jeden wspólny weekend. Przekonasz się do mnie albo i nie.
-A jeśli nie? – zmarszczyłam brwi, zaintrygowana jego propozycją. – Co wtedy?
-Jeśli będziesz chciała to zniknę z twojego życia. – oznajmił śmiertelnie poważnie, co było do niego niepodobne.
-Dobra. – dałam za wygraną. To była jedyna okazja, aby Nikola zostawił mnie w spokoju. Byłam pewna, że nie dam mu się omotać. Znałam siebie i wiedziałam, że nie chce nikogo mieszać w swoje sprawy, problemy. 
Kovacević przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach pocałunek, który oddałam. Nie miałam siły protestować. Miałam nadzieję, ze nikt nas nie zobaczy.
-To mi się podoba. – wymruczał do ucha. –Zawsze będę cię tak witał.
-Nie bądź taki do przodu. – odparłam. – Jeszcze nie postanowiłam spędzić z tobą reszty życia.
-Kiedyś to zrobisz. – stwierdził, odgarniając włosy z mojego czoła. – Idź po rzeczy i czekam przed budynkiem.
-Chyba umawialiśmy się na weekend a nie na spotkanie teraz. – zauważyłam błyskotliwie. – Mam testy do sprawdzenia.
-Nie załamuj. – jęknął, opuszczając bezradnie ręce. – No to idę z tobą. Chętnie przypomnę sobie pierwiastki.
-Jestem wymagającym nauczycielem. – mruknęłam, próbując go wyminąć. Niestety nie udało mi się.
-Dam sobie radę. – pochylił się w moim kierunku i poczułam jego ciepły oddech na swojej szyi.
-Zaraz wracam. – po raz kolejny dzisiejszego dnia dałam za wygraną. Wyminęłam go, tym razem bez przeszkód, i ruszyłam do pokoju nauczycielskiego gdzie zostawiłam dziennik IIb i zabrałam czerwoną kurtkę.
Nikola czekał przed szkołą. Kiedy się zjawiłam wziął mnie za rękę. Protestowałam, ale siatkarz nie słuchał. Ciągnął mnie w kierunku swojego BMV zaparkowanego koło Biedronki.
Kilkanaście minut później wylądowaliśmy pod moim blokiem. Otworzył przede mną drzwi auta, po czym podążył za mną do mojego mieszkania.
Kiedy weszliśmy od razu rozsiadł się w pokoju, patrząc na mnie przenikliwie.
-Zjemy jakieś jedzonko? – oczy mu zabłysły.
-Nie jestem głodna. – mruknęłam, siadając na fotelu.  –Jadłam niedawno.
-No weź… - jęknął. – Umrę z głodu.
-Trzeba było się wcześniej najeść. – warknęłam, lecz mnie nie słuchał. Rozmawiał przez telefon. Wnioskowałam, że zamówił pizzę.
-Nie powinieneś się tak odżywiać. – zwróciłam  uwagę, kiedy wkroczył do pomieszczeni z posiłkiem. Położył pizzę na stoliku i wziął z niej wielki kawał.
-Kryzysowa sytuacja. – wyszczerzył się, urywając kawałek ciasta.
-Za Nikusia. – zachęcał, robiąc samolocik w kierunku moich ust. Kusiło, tak cholernie kusiło, ale   nie chciałam. Musiałam być silna, żeby potem nie spędzać wieczności w łazience. Miałam ochotę wywalić Nikolę i ten jego obiad.
-Przecież nic ci się nie stanie. – ciągnął.
-Przestań! – krzyknęłam, wstając. Nie wytrzymałam. – Nie będę jadła tego gówna! – dodałam i zamknęłam się w łazience. Chwilę później usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Flora, co się stało? – pytał. – Flora, przepraszam.
Nie odpowiadałam. Siedziałam po ścianą, czując zimne płytki przez ubranie. Po moich policzkach spływały łzy. Zastanawiałam się co zrobiłam ze swoim życiem. Jak mogłam dopuścić, żeby coś takiego mną zawładnęło?

Od autorki: Nie bardzo mi się to podoba, ale trudno.