Bełchatów nie należało do najpiękniejszych miasteczek w naszym kraju. Dominował tu krajobraz przekształcony przez człowieka: liczne fabryki z dymiącymi kominami i elektrownia. Powietrze w dużym stopniu było zanieczyszczone. Często zastanawiałam się za jakie grzechy musiałam tu tkwić. Szczerze nienawidziłam tego miasta mimo, że mieszkałam tu od urodzenia. Plułam sobie w brodę, że nie chciało mi się uczyć i mam za sobą tylko technikum hotelarskie . Twierdziłam, że teraz jestem za stara na jakieś tam studia i być może lepsza pracę. Dwadzieścia sześć lat fizycznie, psychicznie z dziesięć mniej. Wciąż byłam ta niemyślącą o przyszłości, uzależnioną od używek, roześmianą i imprezową dziewczyną, która przyjaźniła się z najbardziej zatwardziałym kawalerem Bełchatowa i okolic. Misiek był wspaniałym przyjacielem, który załatwił mi pracę. Mogłabym całować go po stopach za to, że dzięki niemu miałam za co żyć. Kochany Michał.
Szłam przed siebie, nucąc pod nosem moją ukochaną Niezapowiedzianą happysadu. Uśmiechałam się od ucha do ucha, zadowolona z tego, że skończyłam prace na dziś. Pracowałam w hali Energia: czasem sprzedawałam bilety, czasem sprzątałam a jeszcze kiedy indziej odpowiadałam za ubiory kibiców. Nie było źle.
Z uśmiechem wpatrywałam się w ekran starej Nokii. Dostałam sms’a od Michała, który głosił, że czeka na mnie z pizzą i winem. Facet nie tolerował odmów, więc napisałam, że wpadnę za kilkanaście minut. Znajdowałam się już niecały kilometr od naszego osiedla. Wynajmowałam małą kawalerkę na drugim piętrze bloku, podczas gdy mój przyjaciel miał wielkie mieszkanie na czwartym piętrze. Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i odgarnęłam blond włosy do tyłu. Spojrzałam na sygnalizację świetlną, która mówiła, że pieszy może iść. Przeszłam na druga stronę i udałam się do spożywczego, żeby kupić ukochaną czekoladę przyjmującego. Miałam niezły ubaw, gdy jęczał, że się roztyje a potem i tak wpalał całą, niekiedy w ogóle się nie dzieląc. Miałam kupić też fajki, które niestety się kończyły. Moje uzależnienia postępowały. Ostatnimi czasy paliłam więcej.
Wrzuciłam do koszyka milkę z orzechami, butelkę wódki i papierosy. Podeszłam do kasy, szukając portfela w niewielkiej, czarnej torebce. Postawiłam kosz na ladzie, uśmiechając się nieznacznie do starszej ekspedientki o posiwiałych włosach. Pokiwała głową z dezaprobatą, mierząc mnie wzrokiem i nabijając na kasę. Rzuciłam stróże na blat i postawiam koszyk na ziemi.
-Drobniej, proszę. – powiedziała chłodno. Spojrzałam na wyświetlacz, patrząc ile mam do zapłacenia. Ekran wskazywał prawie pięćdziesiąt złotych a baba nie miała wydać. Pokiwałam przecząco głową. Starsza pani westchnęła, patrząc na mnie błagalnie a potem zaczęła wpatrywać się w pieniądze w szufladce.
-Rozmienić? – zaproponował męski głos. Odwróciłam się do mężczyzny, który stał za mną. Był o wiele wyższy ode mnie. Sprawiał wrażenie wyższego od Michała. Możdżonka jednak nie przeskoczył. Miał ciemne oczy i duże usta, na których widniał życzliwy uśmiech. Brązowe włosy miał krótkie, ułożone w artystycznym nieładzie. Na twarzy miał liczne krosty Ten mały szczegół jednak niczego nie psuł. Jego oczy lustrowały mnie od góry do dołu.
-Tak. – odparłam krótko, obserwując jego ruchy. Zdecydowanie miał to coś, ten magnetyzm, który przyciągał kobiety.
Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni ciemnych jeansów a potem obciągnął biały T-shirt, który niebezpiecznie się podwinął. Wyciągnął z niego dwie pięćdziesiątki i położył obok mojego banknotu, który po jakiejś sekundzie zniknął w jego portfelu. Ekspedientka zabrała jeden bilon i wydała resztę. Schowałam miedziaki do portmonetki, wzięłam moje zakupy i ruszyłam do wyjścia. Przy drzwiach obróciłam się do nieznajomego i rzuciłam ,,Dziękuję”, obdarzając go przy tym, mam nadzieję, najpiękniejszym uśmiechem. Odwzajemnił go. Wydawało mi się, że na moje policzki wstąpił rumieniec. Chłopak przez większość czasu obserwował moje zakupy.
W końcu wyszłam ze sklepu. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się jego drażniącym dymem. Przymknęłam oczy na chwilę i zobaczyłam nieznanego mi mężczyznę. Wydawało mi się, że już go gdzieś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jego uśmiechnięta buzia zagościła w moim umyśle i za cholerę nie chciała wyjść.
Ruszyłam w stronę domu. Mijałam wielu ludzi, spieszących do swoich kwater, gdyż robiło się ciemno. Dopiero teraz dotarło do mnie, że miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem. Najwyraźniej nie był takim zmarzluchem jak ja, który przy piętnastu strupniach (październik był nadzwyczaj ładny) nosił zimową czapkę.
Nacisnęłam klamkę michałowych drzwi. Wiedziałam, że będą otwarte, bo nadzwyczajnej w świecie siatkarz nie miał zwyczaju ich zakluczyć.
Postawiłam torbę na stole w kuchni a wierzchnią odzież rzuciłam na krzesło.
-Cześć, Miśku! – wydarłam się i czekałam na reakcję. Po chwili wyszedł z łazienki w bełchatowskich spodenkach i koszulce koloru białego. Od razu skojarzyło mi się to z spotkanym w sklepie człowiekiem, gdyż Michał był właścicielem takiej samej koszulki.
-Cześć. – powiedział i musnął mój policzek.
-Michał?
-Tak?
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
-Mnie pytasz? – zaśmiał się siatkarz, obejmując mnie ramieniem. – Jestem ostatnią osobą na ziemi, która mogłaby odpowiedzieć na to pytanie. Miłość jest przereklamowana, słońce.
-Chyba potrzebuję dobrego seksu.
-Masz jakiś problem? - dopytywał mój towarzysz. Problemów miałam wiele, ostatnio przybył mi nawet nowy: pan ze sklepu.
-Chyba się zakochałam. – mruknęłam. – Albo zauroczyłam. Nie wiem.
-To idź do niego. – doradził, pchając mnie w kierunku drzwi wyjściowych. Nie poznawałam mojego przyjaciela. Mój dawny Michał rzuciłby się na mnie, przeleciał jak często miał w zwyczaju a rano byłoby tak jak zawsze.
-Problem w tym, że nie wiem jak ma na imię. – obróciłam się do niego i oparłam głowę o klatkę piersiową.
-Drobniej, proszę. – powiedziała chłodno. Spojrzałam na wyświetlacz, patrząc ile mam do zapłacenia. Ekran wskazywał prawie pięćdziesiąt złotych a baba nie miała wydać. Pokiwałam przecząco głową. Starsza pani westchnęła, patrząc na mnie błagalnie a potem zaczęła wpatrywać się w pieniądze w szufladce.
-Rozmienić? – zaproponował męski głos. Odwróciłam się do mężczyzny, który stał za mną. Był o wiele wyższy ode mnie. Sprawiał wrażenie wyższego od Michała. Możdżonka jednak nie przeskoczył. Miał ciemne oczy i duże usta, na których widniał życzliwy uśmiech. Brązowe włosy miał krótkie, ułożone w artystycznym nieładzie. Na twarzy miał liczne krosty Ten mały szczegół jednak niczego nie psuł. Jego oczy lustrowały mnie od góry do dołu.
-Tak. – odparłam krótko, obserwując jego ruchy. Zdecydowanie miał to coś, ten magnetyzm, który przyciągał kobiety.
Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni ciemnych jeansów a potem obciągnął biały T-shirt, który niebezpiecznie się podwinął. Wyciągnął z niego dwie pięćdziesiątki i położył obok mojego banknotu, który po jakiejś sekundzie zniknął w jego portfelu. Ekspedientka zabrała jeden bilon i wydała resztę. Schowałam miedziaki do portmonetki, wzięłam moje zakupy i ruszyłam do wyjścia. Przy drzwiach obróciłam się do nieznajomego i rzuciłam ,,Dziękuję”, obdarzając go przy tym, mam nadzieję, najpiękniejszym uśmiechem. Odwzajemnił go. Wydawało mi się, że na moje policzki wstąpił rumieniec. Chłopak przez większość czasu obserwował moje zakupy.
W końcu wyszłam ze sklepu. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się jego drażniącym dymem. Przymknęłam oczy na chwilę i zobaczyłam nieznanego mi mężczyznę. Wydawało mi się, że już go gdzieś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jego uśmiechnięta buzia zagościła w moim umyśle i za cholerę nie chciała wyjść.
Ruszyłam w stronę domu. Mijałam wielu ludzi, spieszących do swoich kwater, gdyż robiło się ciemno. Dopiero teraz dotarło do mnie, że miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem. Najwyraźniej nie był takim zmarzluchem jak ja, który przy piętnastu strupniach (październik był nadzwyczaj ładny) nosił zimową czapkę.
Nacisnęłam klamkę michałowych drzwi. Wiedziałam, że będą otwarte, bo nadzwyczajnej w świecie siatkarz nie miał zwyczaju ich zakluczyć.
Postawiłam torbę na stole w kuchni a wierzchnią odzież rzuciłam na krzesło.
-Cześć, Miśku! – wydarłam się i czekałam na reakcję. Po chwili wyszedł z łazienki w bełchatowskich spodenkach i koszulce koloru białego. Od razu skojarzyło mi się to z spotkanym w sklepie człowiekiem, gdyż Michał był właścicielem takiej samej koszulki.
-Cześć. – powiedział i musnął mój policzek.
-Michał?
-Tak?
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
-Mnie pytasz? – zaśmiał się siatkarz, obejmując mnie ramieniem. – Jestem ostatnią osobą na ziemi, która mogłaby odpowiedzieć na to pytanie. Miłość jest przereklamowana, słońce.
-Chyba potrzebuję dobrego seksu.
-Masz jakiś problem? - dopytywał mój towarzysz. Problemów miałam wiele, ostatnio przybył mi nawet nowy: pan ze sklepu.
-Chyba się zakochałam. – mruknęłam. – Albo zauroczyłam. Nie wiem.
-To idź do niego. – doradził, pchając mnie w kierunku drzwi wyjściowych. Nie poznawałam mojego przyjaciela. Mój dawny Michał rzuciłby się na mnie, przeleciał jak często miał w zwyczaju a rano byłoby tak jak zawsze.
-Problem w tym, że nie wiem jak ma na imię. – obróciłam się do niego i oparłam głowę o klatkę piersiową.
-Nie znam go.
-Oj Ludka. – westchnął. – Ty zawsze coś odwiniesz.
-Cholernie to dziwne. – skomentowałam. – Takie nie w moim stylu.
-Ludka, ty dorastasz.
-Oj Ludka. – westchnął. – Ty zawsze coś odwiniesz.
-Cholernie to dziwne. – skomentowałam. – Takie nie w moim stylu.
-Ludka, ty dorastasz.