Przenikliwy wzrok Nikoli strasznie mnie irytował. Denerwowała mnie też
Iwona, która obserwowała każdy nasz ruch. Dla odmiany Krzysiu denerwujący nie
był z tymi swoimi ,,gołąbkami”.
-Gdzie się poznaliście? – zagadnęła żona libero, która wydawała się być
całkiem miłą kobietą.
Kovacević spojrzał na mnie znacząco. Wzruszyłam ramionami, więc
zdecydował się zabrać głos.
-Trochę taki zakręcony jestem.
-Trochę? – prychnęłam. – Jesteś idiotą.
-Może. – wywrócił oczami, zabierając się za kawałek ciasta, który
spoczywał na talerzu. Zazdrościłam ludziom, który mogli sobie tak jeść bez
konsekwencji.
-Co zrobił? – zainteresowała się żona libero.
-Zgubił portfel.
-Zdarza się. – usprawiedliwił Nikolę Krzysiek. – Zwłaszcza jemu.
-Możemy przestać mówić jaki jestem i jaki nie jestem?
Cmoknęłam zirytowanego Nikole w policzek.
-Jesteś kochany. – rzuciłam, zabierając się za picie kawy.
-Wiem. – przyjmujący wyprostował się dumnie, co wywołało eksplozję
śmiechu u zgromadzonych.
-Nie lubisz karpatki? – zapytała pani domu, orientując się, że nie jem
przygotowanego przez nią ciasta.
Puściłam mimochodem jej pytanie, upijając łyk kawy. Wiedziałam, że
nieodpowiadanie na pytania jest niegrzeczne, ale nie miałam ochoty tłumaczyć
nic żonie Krzyśka. Na szczęście ona tematu nie poruszała.
-Gdzie dzieciaki?
-Macie dzieci? – zdziwiłam się, spoglądając na małżeństwo Ignaczaków.
Chyba byłam trochę zacofana…
-Mamy. – Ignaczak dumnie wypiął pierś. –Sebastiana i Dominikę, które
wybyły do dziadków.
-Spryciarz. – Nikola puścił oczko Krzysiowi, co zostało wyłapane przeze
mnie i Iwonę.
-Bez takich mi tu! – zbulwersowała się żona Krzysztofa. –Więcej na porodówce
nie wyląduje!
-Dobra, dobra. – Krzysiek machnął ręką.
Nikola pochylił się w moim kierunku. Czułam jego ciepły oddech na
swojej szyi.
-Pójdziemy już? – szepnął. Pokiwałam głową twierdząco.
Kilkanaście minut później szliśmy oblodzonym chodnikiem. Nie kwapiłam
się aby nadążyć za Serbem.
-Oj Florka… - jęknął, kiedy zostałam mocno z tyłu.
-To nie maraton. – warknęłam, zbliżając się do niego. Spojrzał na mnie
smutnym wzrokiem.
-Flora…
-Hmm? – westchnęłam, biorąc go pod rękę. Staromodne, aczkolwiek przyjemne.
-Nie chciałaś tam iść, prawda?
-Nie. – pokręciłam przecząco głową.-Nie jestem towarzyska.
-Ignaczakowie są fajni.
-Moożee. – westchnęłam.
-Flora?
-Tak?
-Dlaczego nie jadłaś tej karpatki? – drążył. Złączyłam usta w cienką
kreskę, patrząc na sygnalizację świetlną nieopodal.
-Nie lubię.
-Nie wierzę. – czułam, że na mnie patrzy.
-Coś jeszcze?
-Owszem.
-To słucham.
-Nie blokuj mnie, bo ja ci nie odpuszczę. – przystanęliśmy, co zmusiło
mnie do spojrzenia na jego smutną twarz.
-O co ci chodzi? – zmarszczyłam brwi.
-Nie potrafisz otworzyć się przede mną.
Jakim cudem on czyta ze mnie jak z otwartej księgi? Jakim cudem Nikola
przejrzał mnie na wylot? Jakim cudem wiedział, że wybudowałam wielki mur,
którego nie mam zamiaru pozwolić mu przeskoczyć?
-Wiesz… - zawahał się na chwilę. – Jak jest ktoś kto cię kocha, życie
staje się łatwiejsze a każdy problem ma rozwiązanie.
-Nikola? – szepnęłam, wtulając się w jego tors. – Jak mam rozumieć
twoje słowa?
-Kocham cię, mała. – szepnął, całując mnie we włosy.
Niemożliwe. On nie mógł mnie kochać. Mnie nie dało się kochać. Byłam
zbyt skomplikowana, miałam zbyt wiele wad. Nie zasłużyłam na takiego faceta jak
on.
Od autorki: musiałam się odstresować trochę. Zgubiłam oryginał więc coś naprędce skleciłam. Wybaczcie. Mówię od razu, że to nie jest projekt długi. Regularności tez nie zapewniam. Wybaczcie ze to ,,coś"