Białe
ściany korytarza sprawiały, że każdy obecny tu człowiek miał dreszcze. Nawet
lekarze z długoletnim stażem czasem nie wytrzymywali. Kolorowe postacie z bajek
widniejące na ścianach sal wydawały się być nie na miejscu. Poprawiały one jednak
samopoczucie znajdującym się tam dzieciom. Młodsze czasem wyobrażały sobie, że
należą do jednej z opowieści i skończy się ona szczęśliwie. Starsze wiedziały o co
tu chodzi, ale miały nadzieje. Nadzieja była odwiecznym towarzyszem ich i ich bliskich.
Tego dnia
na oddziale onkologicznym panowało poruszenie, gdyż zostało zapowiedziane
przybycie znanych gości. Każde dziecko uśmiechało się na myśl spotkania
któregoś z siatkarzy miejscowego klubu. Takie wydarzenia nie zdarzały się
każdego dnia.
Wszyscy
spotkali się w sali zabaw. Dzieciaki były niezwykle radosne. Na jedną chwilę
zapomniały o walce ze śmiertelną chorobą jaką toczyły. Mężczyźni czuli się
wspaniale móc sprawić, że na małych twarzach pojawia się uśmiech. Nie wahali
się założyć wielkiego, czerwonego nosa czy kolorowych włosów. Bawili się
świetnie. Skorzystali na tym wszyscy.
W tym
samym czasie w jednej z sal leżała dziewięcioletnia dziewczynka. Nie mogła
wziąć udziału w spotkaniu w sali zabaw, gdyż była zbyt słaba. Z jej niewielkiej
główki włosy wypadały garściami. Dziewczynka od kilku dni brała chemię, której
skutki widać było gołym okiem. Ania, bo tak miała na imię młoda dama przykryta
białą kołdrą, nabierała sił podczas snu. Jej wątłe ciało nikło w szpitalnym
łóżku.
Na
korytarzu siedziała jej siostra. Nie mogła znieść widoku Ani z której uchodziło
życie. W miarę możliwości starała się nie płakać przy niej. Musiała być silna.
Dawać siłę małej siostrze. Zarówno Ania jak i Żaneta miały tylko siebie. Obie
wychowały się w domu dziecka. Kiedy Żaneta ukończyła lat osiemnaście wystąpiła
do sądu o prawo do opieki nad swoją jedyną krewną. Wszystko jakoś się układało,
aż do teraz. Anię strasznie bolały stawy i Żaneta musiała zabrać ją do lekarza.
Diagnoza wbiła je w fotel: białaczka. Choroba rozprzestrzeniała się szybko.
Lekarze
nie ukrywali, że dziewczynka ma niewielkie szanse.
Żadna z nich nie przyjmowała tego do wiadomości. Obie chciały żyć. Jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego: w tym przypadku siostra za siostrę.
Żaneta
nie ukrywała swoich łez przed nikim prócz Ani, dlatego teraz siedziała na
korytarzu i po prostu płakała. W tej chwili nie musiała być silna. Po prostu
chciała dać upust swoim emocjom, żeby za chwilę iść do siostry i dalej ją
wspierać.
Po jej
policzkach spływał strumień łez. Nie ocierała go. Miała gdzieś, że jej makijaż
ulega zniszczeniu. Nie było sensu ukrywać smutku. Wiedziała, że Ania i tak
zauważy. Była mądrą dziewczynką.
-Nie
umrzesz. – Żaneta zacisnęła dłoń w pięść, po czym otarła łzy. Miała wolę walki
za siebie i za siostrę. Wierzyła, że ją uratuje. Sama nie mogła tego zrobić,
gdyż przewrotny los nie pozwolił jej zostać dawcą szpiku, ale wierzyła, że
znajdzie kogoś kto odda dziecku swój szpik. Mówiła sobie, że nie będzie płakać.
Nie potrafiła zastosować się do swojej rady.
Obok
niej usiadł mężczyzna w zielonych włosach i wielkim, czerwonym nosie. Spojrzał
na nią swoimi zielonymi oczami. Żaneta po raz kolejny otarła łzy, nie zwracając
na gościa najmniejszej uwagi.
-Wszystko
będzie dobrze. – facet podążał utartym schematem, próbując podnieść nieznajomą
na duchu.
-Nie mów o rzeczach, których nie wiesz.. – warknęła dziewczyna, odgarniając blond włosy z czoła.
-Masz tu
dziecko?
-Siostrę.
– sprostowała. – Ma białaczkę.
-Jest w
sali zabaw? – dopytywał facet, uśmiechając się nieznacznie w jej kierunku.
Żaneta patrzyła na niego nieufnie.
-Ania
jest zbyt słaba. – nie wiedziała dlaczego mu to mówiła. –Przyjmuje chemię
dopiero od tygodnia.
-Wierzę,
że każde dziecko na tym oddziale wyzdrowieje.
-Każde
dziecko na tym oddziale zazna kiedyś spokoju. – mruknęła kobieta, wstając z
krzesła. – Bóg ma dla każdego jakiś plan.
-Zgadzam
się z tobą. – odparł chłopak, również wstając. –Mogę ją poznać?
-Jeśli
chcesz. – siostra chorej uciekła wzrokiem w bok.
-Chcę.
-Chodź.
– Żaneta pociągnęła go za ciepłą, miłą w dotyku rękę. Jej drobna dłoń ginęła w
objęciu dłoni siatkarza. Razem wkroczyli do pokoju, w którym samotnie leżała
Ania. Ku zdziwieniu siostry, nie spała.
-Dlaczego
mnie nie zawołałaś? – pretensję w głosie starszej z dziewcząt słychać było z
kilometra.
-Spokojnie.
– dziewczynka uśmiechnęła się nieznacznie.- Nie zamierzam umierać bez ciebie.
-Nie
umrzesz. – wysyczała Żaneta.
-Obie
wiemy, że tak. – dziewczynka podniosła się po pozycji siedzącej. Jej niebieskie
oczy spojrzały na siostrę. Dopiero teraz zauważyła, że Żanecie ktoś towarzyszy.
-Ktoś
chce cię poznać. – uśmiechnęła się nieznacznie.
-Twój
chłopak? – zdziwiła się Ania. –Nigdy nic nie mówiłaś. Ukrywałaś to przede mną?
-Ania,
to nie tak…
-A jak?
– przerwała jej zdenerwowana dziewczynka. Nie krzyczała, gdyż nie miała na to
sił.
-To
jest… - wskazała na swojego towarzysza. – Właściwie nie wiem kto to jest.
Spotkałam go przed chwilą. Opowiedziałam o tobie…
-To
prawda. – przedstawiciel płci brzydkiej zabrał w końcu głos. –Jestem tu z kolegami. Przyszliśmy poprawić
wam humor…
-Nic nie
poprawi mi humoru. – dziewczynka odpadła na swoje łóżko.- Chyba, że masz dla
mnie szpik.
-Po
prostu myśleliśmy, że obecność kogoś sławnego pozwoli wam zapomnieć o troskach.
– wytłumaczył mężczyzna.
-Sławny?
– powiedziały jednocześnie. Zaraz potem zaczęły się śmiać. Rodzynek dołączył do
nich.
-Pojęcie
względne. – wyszczerzył się. –Jestem siatkarzem miejscowego klubu.
-Asia
lubi siatkówkę. – chora wspomniała o jednej ze swoich koleżanek –Byłaby
zorientowana.
-Masz na
coś ochotę? – zapytał siatkarz, siadając na łóżku.
-Przeczytałbyś
mi bajkę?
-Nawet
sto. – uśmiechnął się. –Gdzie masz jakąś?
-W
szufladzie.
-Nie
będzie wam przeszkadzać jeśli pójdę coś zjeść? – nieśmiało wtrąciła Żaneta.
Oboje spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem. Mężczyzna spojrzał błagalnie na leżącą
na łóżku istotkę.
-Chce
żebyś została.
-Może
pójdę coś kupić? – zaoferował się siatkarz. Żaneta wzruszyła ramionami,
siadając na krześle pod ścianą. On potraktował to jako zgodę, więc wyszedł.
Ania popatrzyła na siostrę, posyłając jej zagadkowe spojrzenie.
-No co?
-Zawsze
miałaś powodzenie. – uśmiechnęła się dziewięciolatka na wspomnienie czasów
sierocińca, gdzie do Żanety ustawiały się kolejki.
-Daj
spokój.
Milczały
do póki mężczyzna nie wrócił z torbą jedzenia. Miał w niej owocowe jogurty
pitne, kilka bułek, trochę wędliny i ser żółty.
-Nie
wiedziałem co lubisz. – wzruszył ramionami, wypakowując zakupy na stolik.
-Wystarczyło
zapytać. – zauważyła Żaneta, sięgając po truskawkowy jogurt.
-A dla
mnie coś masz? – zainteresowała się dziewczynka.
-Mam
banana! – wyszczerzył się radośnie, sięgając żółty owoc i celując nim w
dziewczynkę niczym pistoletem. Zaśmiała się szczerze. To był przyjemny, tak
dawno niesłyszany, dźwięk dla uszu Żanety.
-To co z
ta bajką? – Ania zmarszczyła brwi.
Czas
minął im z zawrotną prędkością. Jakiś czas później zaczęto go szukać.
Rozdzwonił się jego telefon, który po prostu wyłączył. Nie chciał rozstawać się
z dziewczynami, zwłaszcza z tą straszą, która sprawiała, że jego serce zabiło szybciej. Nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie myślał, że w takim
miejscu mógłby spotkać kogoś takiego jak ona. Poznał jej imię, gdyż jej siostra
raz zwróciła się do niej właśnie nim. Było oryginalne tak jak i ona. Śmiała się
dźwięczni mimo, że ten śmiech był wymuszony. W głębi duszy cierpiała, cały czas
była osobą z korytarza. Widział jej próby udawania silnej.
Do sali
weszła pielęgniarka. Zmarszczyła brwi, widząc co tu się dzieje. Ania spała w
ramionach siatkarza, a Żaneta czytała książkę. Chciała się czymś zająć, byleby
nie rozmawiać z obcym facetem.
-Szukają
pana. – oznajmiła kobieta. Miała nie więcej niż trzydzieści lat oraz krótkie,
kruczoczarne włosy.
-Zaraz
przyjdę. – odparł cicho, żeby nie zbudzić śpiącej. Żaneta spojrzała na niego
uważnie, gdy pielęgniarka opuściła pomieszczenie. Chłopak bez problemu ułożył
swoją podopieczną na łóżku. Była lekka jak piórko. Wstał i poprawił bluzę.
-Dziękuję
za radość na jej twarzy. – szepnęła dziewczyna.
-Przyjdź
kiedyś do Łuczniczki. – poprosił mężczyzna. –Na mecz, na trening. Obojętnie.
Krzyknij za mną na ulicy jeśli mnie spotkasz. Cokolwiek. Na meczu czekaj przy
szatni. Jeśli cię nie zauważę również krzycz: moje imię, ksywkę czy szpital.
-Nie
wiem jak ci na imię. – zmarszczyła brwi. Nie zdradził im tego. Ania mówiła o
nim wielkolud, natomiast ona nie odzywała się bezpośrednio do niego.
-Jeśli
będziesz chciała to się dowiesz. – uśmiechnął się promiennie. – Nie chcę się
narzucać. Do zobaczenia, Żaneto. Przeproś Anię ode mnie.
Siatkarz
wyszedł, zostawiając siostry same.
Ania
zmarła kilka dni po świętach Wielkiej Nocy. Nikt się tego nie spodziewał, gdyż
stan dziewczynki widocznie się poprawił. Żaneta weszła rano do sali i zastała
puste łóżko. Nikt nie musiał nic mówić. Doskonale wiedziała, że została
sama na tym świecie. To był cios jakich mało. Nie potrafiła znaleźć sobie
miejsca, wszystko przypominało jej małą siostrzyczkę, która zagościła w gronie
aniołków.
Blondynka
popadała w depresje. Nie miała do kogo się zwrócić, nie miała z kim porozmawiać
od serca. Jej jedynymi znajomymi byli kumple z zespołu, którego była
wokalistkom. Nie mogła zrezygnować ze śpiewania, gdyż to było jej jedyne źródło
utrzymania. W tej kwestii żałoba nie wchodziła w rachubę.
Pewnego
dnia wypowiedziała w trybie natychmiastowym
umowę na wynajem swojego niewielkiego mieszkanka. Zrobiła to bez zastanowienia.Poszła do apteki i zakupiła
leki nasenne. Jej następnym krokiem było pójścia do klubu i zaśpiewanie
ostatniego koncertu. Nie chciała zawieść kumpli. Wystarczyło, ze wcześniej
zrobiła to najważniejszej osobie w swoim beznadziejnym życiu.
Znienawidziła
śpiewanie. Nie sprawiało jej to satysfakcji. Jej głos nie brzmiał czysto.
Czuła, że zostanie wygwizdana, gdy skończyła śpiewać cover A miało być tak pięknie happysad’u. W jej głowie gościły obrazy,
gdy śpiewała siostrze kołysanki na dobranoc w domu dziecka.
Nadeszła
upragniona przerwa, więc zeszła ze sceny i podeszła do baru, gdzie zajęła
miejsce na wysokim krześle. Zamówiła drinka u barmanki.
-To
zabawne, że los znów nas kojarzy. – usłyszała za sobą znajomy głos, który
usiłował przekrzyczeć hałas. Odwróciła głowę i zobaczyła siatkarza ze szpitala,
którego imienia nie znała Na dobrą sprawę zapomniała o nim. Chłopak usiadł
obok niej w chwili, kiedy postawiono przed nią drinka.
-Co u
Ani?
-Nie
żyje. – mruknęła, upijając łyk napoju alkoholowego.
-Przykro
mi. – spojrzała w jego oczy i zobaczyła szczere współczucie. Prychnęła,
odstawiając literatkę. –Jak się trzymasz?
-Jak
widać.
-Widać,
że zgrywasz twardą, ale cierpisz w środku. - stwierdził.
Trafił w samo sedno.
-Zawiodłam
ją. – powiedziała ledwo słyszalnie, ale on ją usłyszał. Wyczytał to z ruchu jej
ust.
-Nieprawda.
– pocieszył ją.
-Gówno
wiesz! – krzyknęła, podnosząc się z zajmowanego miejsca. Zaczęła ginąć w
tłumie. Oszołomiony mężczyzna po chwili ruszył za nią. Znalazł ją przed klubem,
gdy siedziała na ławce i obracała w dłoniach jakieś opakowanie. Miała plan. Nie
chciała żyć bez siostry, nie chciała być sama. Usiadł obok niej mimo, że
ignorowała jego obecność. Niebo było bezchmurne, księżyc ukazywał się w
całości. Pobliskie lampy gdzieniegdzie rzucały światło.
-Skąd
wiesz, że ja nikogo nie zawiodłem? – zapytał, wpatrując się w ciemność.
-Nie
wiem. – wzruszyła ramionami. – Wiem, że ja zawiodłam. Obiecałam jej, że zrobię
wszystko, żeby żyła. – zacisnęła dłonie w pięści. Chłopak ukrył jej w dłonie w
swoich. Patrzył jej głęboko w oczy.
-Idź do
domu i odpocznij. Przemyśl to. – spojrzał na opakowanie leków, leżących obok
niej. Zdawał sobie sprawę, co chce zrobić. Chciał jej pomóc.
-Nie mam
domu. – powiedziała, wpatrując się w ich złączone ręce.
-Każdy
ma dom. – ścisnął jej dłoń.
-Ja nie.
– upierała się twardo. Uniósł jej podbródek, żeby spojrzała na niego.
-To
pojedź ze mną.
Kilkanaście
minut później siedziała w jego samochodzie i pozwoliła zawieźć się nie wiadomo
gdzie. Siedziała z obcym facetem, w jego samochodzie.
Nie miała nic do stracenia.
-Nawet
nie wiem jak ci na imię. – mruknęła nieśmiało, patrząc na zmieniający się za
oknem krajobraz Bydgoszczy
-Jednak
się nie dowiedziałaś. – zaśmiał się dźwięcznie. Spojrzała na niego spode łba.
-Jeśli
zmieniłaś zdanie i chcesz wiedzieć to oszczędzę ci szukania w Internecie i
powiem, że na imię mi Andrzej.
Od autorki: Powrót? Raczej nie. Napisałam w weekend, przeczuwając porażkę w półfinałach i wylałam swój smutek. I tak wierze w ich podium <3
Przepraszam za wszelkie błędy. Wyszłam z wprawy po prawie roku.